wtorek, 22 listopada 2016

Plusy i Minusy (3) - Łapanie lobów z Clintem Capelą

Prawdopodobnie największym wygranym przesunięcia Jamesa Hardena na pozycję pełnoprawnego rozgrywającego jest Clint Capela. 22-letni center wytworzył sobie znakomitą chemię z liderem Rockets. W końcu, każdy Chewbacca potrzebuje swojego Hana Solo. Harden rzuca loby, a Capela pakuje je z góry. Nic prostszego.
Houston Rockets grają zasadniczo nieskomplikowaną koszykówkę. Znajdź gwiazdę, otocz ją trzema strzelcami za 3 i wysokim, biegającym od kosza do kosza, kończącym podania z góry i broniącym obręczy. Wyłączasz w ten sposób nieefektywne w kanciapach ludzi z kartką i ołówkiem rzuty z półdystansu, a skupiasz się wyłącznie na więcej wartych trójkach i mało ryzykownych punktach tuż spod kosza. Może wydawać się, że ten mocno analityczny styl gry wyłącza wszelką zabawę z piękna sportu, ale Capela i przede wszystkim Harden sprawili, że oglądanie koszykówki Rockets przynosi dużo przyjemności.
Duet Harden&Capela na 100 posiadań zdobywa dobre 114,4 punktu, a traci można z tym żyć 102,6. Na 58 asystowanych trafień szwajcarskiego centra, aż 41 kończących podań pochodziło od Brody. Jednym z najbardziej imponujących zagrań tej dwójki są podania Jamesa Hardena niemal z połowy parkietu do latającego nad obręczą Capeli. Naprawdę niewielu zawodników w lidze byłoby w stanie dograć piłkę z równie ogromną precyzją, z tak dużej odległości. Szalenie efektywne, a przy tym niesamowicie efektowne.
Przy uwalnianiu się Capeli widoczny jest schemat. Jeden ze strzelców Rockets stoi w rogu, Harden kozłuje przy linii środkowej, a trójka pozostałych zawodników wykonuje małą zagrywkę bez piłki. W sytuacji 3vs3 ważne jest to jak uwalnia się Szwajcar. Ryan Anderson rozbiega się na dystans, tym samym wyciągając swojego obrońcę, a pozostały strzelec – w tym wypadku Eric Gordon – biegnie w stronę przeciwnika kryjącego w danym przypadku centra Rockets. W ten sposób, Capela obiega gracza swojej drużyny, który właśnie postawił mu zasłonę bez piłki, na której zostaje przeciwnik. Dzięki temu, 22-latek może bez przeszkód skończyć fantastyczne podanie Hardena. Jeszcze raz, droga do uwolnienia Capeli pozostaje ta sama.
Jest fun. Wysoki Rockets sprawia wrażenie inteligentnego koszykarsko gościa, co widać po sposobie w jaki urywa się obronie rywala, czy jak ku temu wykorzystuje ustawienie przeciwnika. To jest w dużej mierze możliwe także ze względu na zagrożenie jakie stwarza Anderson swoją trójką i tym, że w zasadzie nie można byłego zawodnika Pelicans zostawić wolnego na dystansie. Szczegóły, o których piszę, można dostrzec na poniższym obrazku. Capela wskazuje Andersonowi, gdzie ma się ustawić. Pokazuje, by rozciągnął na linię za 3, co silny skrzydłowy robi. Kryjący Andersona obrońca wychodzi za nim, a Capela wykorzystuje zawodnika Spurs jako swego rodzaju zasłonę i go obiega na łatwe punkty.
Dużą rolę w tej sytuacji odegrał fakt, że Kyle Anderson, który w tej konkretnej sytuacji pilnował Capelę, postanowił pomóc Aldridge’owi, który odpowiadał za Hardena. Przez to dwóch graczy miał na sobie brodaty lider Rockets, a Capela pozostał sam, co sprytnie wykorzystał, kończąc lob od gwiazdy Rockets.
Jeszcze jedną ciekawą rzeczą, którą często wykorzystują Rockets są posiadania, gdy Anderson&Capela stawiają równocześnie zasłony dla Hardena i się rozbiegają – pierwszy na dystans, drugi do kosza.
Jest to o tyle trudna sytuacja do obrony, że w razie podwojenia ball-handlera ktoś pozostanie wolny. Więc defensywa wybiera w zasadzie mniejsze zło: zostawić bez krycia gracza trafiającego 40% swoich trójek, czy pozwolić na łatwe punkty tuż spod kosza. Pick your, prawda, poison.
DeMar DeRozan, król półdystansu
Rzucający obrońca Toronto Raptors to całkowite przeciwieństwo tego na czym swoją koszykówkę opierają Houston Rockets. DeMar DeRozan żyje tam, gdzie Rockets mają swoją strefę 51, czyli na półdystansie. Wystarczy powiedzieć, że 27-latek oddał więcej rzutów z mid-range w tym sezonie, niż dwie drużyny w NBA. Pierwszą jest właśnie drużyna z Teksasu, a drugą Brooklyn Nets, którzy pod Kennym Atkinsonem starają się grać nowoczesną koszykówkę.
Jednak to co robi DeRozan jest o tyle niesamowite, że w czasach analityki, dopracował do perfekcji wydawałoby się tak nieanalityczny rzut jakim jest jump-shot z półdystansu. Gdyby zawodnik Raptors miał przydomek z „Gry o Tron” to byłoby to coś w stylu: „DeMar DeRozan – King of the North, Midrange of the Truth”.
Rzucający obrońca Toronto trafia 47,4% z półdystansu i balansuje na cienkiej granicy, gdzie 2>3 (w uproszczeniu: 50% za 2 = 33% za 3, tylko takie podejście wyklucza np. rzuty wolne). Do tego znajduje się w gronie czterech zawodników, którzy wywalczają więcej niż 10 rzutów osobistych na mecz. Już w poprzednim sezonie DeRozan rozwinął ogrom cyrkowych ruchów, które w obecnym jeszcze bardziej dopracował do perfekcji. Spin-move’y, herky-jerky rzuty, kołowrotki – to wszystko ułatwia w tak wysokim % z gry i nieustannym przedostawaniu się na linię wolnych.
Ale to także prowadzi do tego, że DeRozan częściej musi walczyć z większą liczbą kryjących go zawodników. W sytuacjach 1vs1 defensor, szczególnie w sezonie regularnym, zazwyczaj jest ugotowany. Dlatego gracz jedynaka z Kanady musiał nauczyć się wychodzenia z podwojeń. Nie zawsze się udaje, ale gdy DeRozan wydostanie się z pułapki Raptors mogą skarcić przeciwnika, za to, że któregoś ich koszykarza zostawili wolnego. Jak tutaj, gdy DDR podaje do Bebe Nougeiry, który uwalnia na czystą trójkę Terrence’a Rossa.
Raptors wykorzystali za późny powrót do obrony Warriors.
Cavaliers traktowali momentami DeRozana jeszcze agresywniej, nawet potrajając 27-latka. Mistrzowie NBA starali się uniemożliwiać skuteczną możliwość rzutu dla zawodnika Raptors i zamykali praktycznie wszystkie rozwiązania do rozegrania. To przykład świetnej defensywy Cavs w pick and rollu, gdzie nastąpiła zmiana krycia. Droga do kosza jest niemal zamknięta, a gracze Cavs sprytnie ustawili się, by wyłączyć DeRozanowi wszystkie „passing lanes”.
Cała sytuacja kończy się przechwytem podania LeBrona Jamesa i dunkiem w kontrze.
To jednak kolejny sezon, gdy Raptors opierają swój atak na grze 1vs1 i to wychodzi (kopiuj, wklej). W dużej mierze dlatego, że DeRozan jest znowu odrobinę lepszy.
Kolejna „jak ją zatrzymać?!” akcja Warriors – Zaza jako Bogut
Steve Kerr wymyślił dosyć prosty, i przy dostępnym personelu bardzo skuteczny, sposób na wykorzystanie w ataku Zazy Pachulii. W akcji bierze udział 3 zawodników. Center Warriors dostaje piłkę w okolicy post, a dwójka graczy – nazwijmy ich Steph Curry i Draymond Green – robiega się w przeciwległe strony: jeden na dystans, drugi do kosza. Początek wygląda tak:
I tutaj są dwie wersje. W pierwszej zawodnik, który ma potencjalnie zaatakować obręcz, stawia zasłonę dla bombardiera z dystansu. Automatycznie obrońca, który kryje Curry’ego powinien zgubić się na zasłonie, przez co nastąpi switch/ podwojenie i Green będzie przez chwilę wolny. Boom:
Drugi wariant jest bardzo podobny, tyle tylko, że strzelec za 3 stawia zasłonę dla ścinającego. W tym wypadku Curry postawił pick dla Duranta – jeszcze gorzej dla rywala – i choć Giannis nie dał się nabrać na zagrywkę, to i tak skrzydłowy Warriors był za szybki, a Grek miał za daleką drogę do kosza. Boom x2:

Być może lepsza defensywa będzie w stanie przynajmniej spowolnić tę zagrywkę, szczególnie przy wariancie z Greenem. Najlepiej tak, by Zaza musiał oddać rzut. Problem polega przede wszystkim na tym, że bierze udział w niej Splasz Brat (Durant, czy Klay mogą występować w roli Curry’ego z tych akcji) i kolejne defensywy skupiają się na odcięciu mu trójki. Dzięki temu otwiera się droga dla innych zawodników, a Gruzin, trochę z podobną funkcją jak Bogut, ma na tyle dobre podanie, by odpowiednio zagrać piłkę do wybiegającego kolegi.
Giannis znajdujący igłę w stogu siana
Jakiś czas temu wspominałem o sytuacjach, gdy Giannis Antentokounmpo jest podwojony, czy potrojony przez obrony rywala i jak próbował pokonywać takie przeszkody rozrzutami do wolnych kolegów. Skrzydłowy Bucks, im bliżej obręczy się znajduje, tym większą uwagę obrońców skupia na sobie, bo tam stanowi największe zagrożenie. Prócz przeglądu pola, który stopniowo się poprawia, point-Giannis ma od czasu do czasu podania w tłoku, które przechodzić nie powinny – a przechodzą – na łatwe punkty dla innych graczy Milwaukee. Przy koordynacji Greek Freaka, jego zasięgu i wielkich susach, te zagrania są warte tego, by Grecja nadal pozostała państwem.
Drugie połowy Timberwolves
Nie mam wytłumaczenia na to co wyprawiają szczeniaczki w drugich połowach (głównie w trzecich kwartach, choć z Celtics wypuścili zwycięstwo w 4. kwarcie, gdy przez jedenaście i pół minuty trafili dwa rzuty na sześć punktów). Aż tak wychodzi brak doświadczenia, by po przerwie zapomnieć jak się gra w koszykówkę? A może to nieobecność w szatni Kevina Garnetta? Spójrzcie na te liczby:
To wygląda jak statystyki dwóch zupełnie innych zespołów. Nie chcę na ten temat więcej pisać, bo jest to dosyć przygnębiające, że taka fajna drużyna – która pokazuje jak dobrze potrafi grać – przegrywa kolejne mecze w niewytłumaczalny sposób.
Dziękuję za przeczytanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz