Siedź
pod tęczą i napisz wiersz.
W
bandwagonie Rockets jest przyjemnie, słońce świeci, wiatr nie wieje, Dwight
Howard dogania samochód, puka w przednią szybę i pyta czy może wejść. Wchodzi. Chce
więcej. Ja też.
Rockets
są w drugiej rundzie PO, tam powietrze jest gęstsze, widoczność na drodze
słabsza i zasadniczo łatwo o wypadek. Winter is coming. Inaczej, Spurs are
coming.
Ale
jedziemy dalej.
Będzie,
zgadliście!, głównie o Rockets, serii z Mavs, trochę o Rondo i półfinale
zachodu, szansach, nadziejach i słabościach. Pełna losowość, kolejność dowolna.
So here we go.
1. W
zasadzie widzieliśmy dwie serie Rockets w pierwszej rundzie. Mecz nr 1 i 2 to
takie starcia między Rockets, Mavs, a Rajonem Rondo, który nie za bardzo mógł
się zdecydować, po której stronie sporu stanąć. Więc dryfował. W końcu Rick
Carlisle rozwiązał za niego problem i zdecydował, że Rondo grać już nie musi. A
nawet nie może. I tutaj seria skończyła się wynikiem 2-1, wciąż na korzyść
Houston. Było na pewno troszkę ciężej Rockets i lżej Mavs, których ofensywa w
końcu przypominała tę z początku sezonu.
Tak
czy siak, to byli ‘tylko’ Mavs. Ci bez obrony.
Tutaj
mała ściągawka przyjętej narracji Mavs i Rondo, just for fun:
a) „Dobry
steal, Carlisle jest świetnym coachem, wpasuje go do systemu”.
b) „Oddajemy
trochę ofensywy za lepszą obronę, więc będzie ok”.
c) „Jest lekko zardzewiały, ale dajmy mu czas. Pokazuje pojedyncze sygnały, że wpasuje
się do stylu zespołu”.
d) “Oh man, what the fuck is
he doing. Why he’s fighting with our coach. Who the fuck he think he is”?
(Czyli zbliżamy się do momentu kulminacyjnego).
e) Wejście w stan „nie oczekuje niczego, a i tak jestem
rozczarowany”. Czekanie na koniec sezonu i wiara w playoffowego Rondo. W między
czasie pojawia się kilka artykułów w stylu: „ooo, jeżeli Mavs coś chcą osiągnąć
w tym sezonie muszą zaufać Rondo”. I było w tym kilka sensownych argumentów,
ale… sorry, muszę…
f) Playoffowy Rondo i
everybody done.
2. Rockets
są w tych playoffach nawet nie tyle underrated, co po prostu się o nich
niewiele mówi. Nie są też specjalnie atrakcyjnym zespołem i pewnie, gdyby
zrobić taki mały ranking na najmniej lubianą drużynę w PO byliby gdzieś na
trzecim miejscu, tuż za Clippers i może Cavaliers. Gdzieś tam jeszcze pałętali
by się i Nets, gdyby nie to, że ktoś zapomniał ich wpisać.
Wciąż,
Rakietki niezależnie na kogo trafią w drugiej rundzie będą underdogiem, mimo
przewagi własnego parkietu. Ale…
Nie
ma pewnych rzeczy. Nie ma. Kropka. Stąd to moja największa nadzieja w serii z
Clippers/ Spurs. Mam kolegę, który jakiś czas temu poznał dziewczynę i moja
ocena ich wspólnej przyszłości wynosiła w skali do 10, jakoś w przybliżeniu
9,34. Spotkali się. Jest super. Potem znowu się spotkali. I znowu. I znowu. Nic
się nie dzieje. Są w tym samym miejscu, w którym zaczęli, z tym że widzieli się
– nie wiem – 5 czy 6 razy. I moja ocena spadła dość drastycznie, gdzieś do
okolic naciąganej czwórki. Mimo że lubią podobne rzeczy i spędzają czas w
podobny sposób, po prostu tego nie widzę. Oni też nie. Czegoś brakuje. Myliłem
się. Wprawdzie mogę się mylić znowu, ale nie ma pewnych rzeczy. Spytajcie
Leonardo di Caprio po jego każdej nominacji do Oscarów. Albo zawodników Chelsea
2012 po zwycięstwie w lidze mistrzów, gdy wielu z nich zrezygnowało.
Dlatego
nie skreślajcie Rockets przed startem serii. Będą niebezpiecznym przeciwnikiem,
nawet bez Beverleya i D-Mo, niezależnie na kogo trafią.
[Hej!,
wszyscy ze mną na czele stracili wiarę w syna pewnego trenera i co się stało? Odpalił
w G4, dał to czego Clippers potrzebowali. Niesamowite].
3. To
jest jedno z tych zdań, których nigdy nie sądziłem, że użyje, ale Dwight na tle
frontcourtu Mavs wyglądał jak „bully”. Znęcał się, przede wszystkim nad Chandlerem,
bardziej niż babcia Buttersa z „South Parku” nad nim samym.
Dwight
miał swój moment, był twardzielem i przynajmniej na razie muszę odszczekać
słowa o tym, że Dwight to „pussy”. Ten kawałek, ze specjalną dedykacją z Los
Angeles i Sydney, poczeka więc do końca serii z Clippers/ Spurs. Wiecie, że to
się stanie. Na razie Dwight nuci pod nosem „Mamy po 20 lat” i ma własny świat.
To
nie był jeszcze Howard z czasów Magic (he’s gone), ale wystarczająco dominował
na tablicach, bronił obręczy i zaliczył kilka przyjemnych dunków.
4. Josh
Smith jest ważnym ogniwem playoffowej drużyny. Cofnijcie się o pół roku,
przeczytajcie to zdanie głośno i nie wybuchnijcie śmiechem. J-Smoove jest póki
co świetny i to jeden z tych zawodników, przy którym krzyczysz do monitora: „nie,
nie rzucaj” – ten odpowiada trafieniem i mówisz „oh, ok”. Dwie minuty później
następuje powtórka tej sekwencji. Potem znowu. „It’s just a Josh thing”.
Zakręcił,
w pick n’ rollach wraz z Dwightem, dosyć mocno Dirkiem, Tysonem i Bóg wie
jeszcze kim w G2. Nikt w Dallas nie mógł czuć się bezpiecznie.
5. Corey Brewer jest w „I’ve got 99
problems but the bitch aint one” mode. Niech
tak zostanie.
6. Terrence
Jones może kreować sobie jakieś małe akcje w ofensywie, surprised?
7. Największy
problem Rockets to bez wątpienia pozycja PG. Jak 142-letni Jason Terry i Pablo
„Fideo” Prigioni będą bronić CP3, czy Parkera/ Millsa. Boje się. Pat Beverley
też się boi i nawet duża ilość alkoholu może nie pomóc. Czy Nick Johnson
może być odpowiedzią na jakieś pytanie?
Pat Beverley
zaczyna płakać.
O ile
jego brak nie był aż tak widoczny w serii z Mavs, tak tutaj będzie kluczowy. W
tym match-upie będzie brakowało przede wszystkim szybkości i agresji, więc może
jakimś pomysłem byłby Brewer kryjący Parkera albo – jeżeli to będą Clippers –
Ariza na CP3. Mówiąc o Arizie…
8. O
ile w defensywie Trevor Ariza to jeden z najmocniejszych punktów Rockets to w
ofensywie póki co jest zimniejszy niż lód. Nie ścina pod kosz, nie trafia
czystych trójek. 0.289% z gry przy 9.0 rzutach na mecz. Wygląda to po prostu
źle.
9. Joey
Dorsey póki co nie gra poważniejszych minut, więc w tle leci „Happy” Pharella
Williamsa. Gra za to młodziutki Clint Capella, który trochę znikąd, a trochę z
D-League wylądował w playoffach i wygląda jak zawodnik NBA. Taka historia w
wersji mini zeszłorocznego Troya Danielsa, tylko ze zdecydowanie ciekawszą
przyszłością.
10. James
Harden nie może kryć Chrisa Paula/ Kawhiego Leonarda. Tutaj nie ma się nawet
nad czym zastanawiać. Problem jest taki, że Leonard/ Paul mogą kryć Hardena i
być jednocześnie skutecznymi w ofensywie. Przede wszystkim Kawhi może zamknąć
Brodę do tego stopnia, że ten albo ją zgoli, albo o 4 nad ranem po trzecim
meczu obudzi się oblany potem, przed oczami widząc warkoczyki i krzycząc do
siebie: „IS HE GONE”.
Przesadzam.
Harden
będzie utrudnieniem w defensywie, szczególnie ze Spurs, z którymi nie za bardzo
jest gdzie go schować. Chyba, że Danny Green zagra na poziomie G4 z Clippers,
wtedy jestem spokojny. Broda musi się wspiąć na wyżyny swojej
ofensywy, zarzucić plecak z napisem Rockets i pociągnąć go w górę. W obronie
pozostaje modlitwa.
11. Z
taką defensywą jak w G3 nie ma czego szukać w serii ze Spurs/ Clippers. Wydaje mi
się, że przede wszystkim tempo tych meczów powinno/ musi spaść, trzeba nieco
zwolnić akcję i nie szukać rozwiązań typu Pablo „hej, zostało 18s na zegarze,
więc czemu by nie oddać kontestowanej trójki”.
Tak więc, potrzebnych jest sporo korekt w grze Rockets, bo mimo awansu, G4 i G5 pokazały wiele niedociągnięć. Jest dużo do poprawy.
12. Na
koniec, typ optymistyczny i realny:
Vs Clippers
4-3, 2-4
Vs
Spurs 4-3, 2-4
Białej flagi jeszcze nie widać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz