wtorek, 15 grudnia 2015

Czy Grizzlies są DONE?

Memphis Grizzlies przez kilka dobrych sezonów znajdowali się w grupie pseudo-kontenderów. Ich styl gry oparty na grit&grindzie sprawiał, że mogli wygrać serię z niemal każdym przeciwnikiem, ale nie byli w stanie tego zrobić w trzech rundach z rzędu. Zdaje się, że okienko Miśków zamknęło się na dobre i czas w końcu zapukał do pól kukurydzy i whisky Memphis.

Nie idąc do przodu, niejako się cofasz. I poniekąd Grizzlies znaleźli się w takiej sytuacji. Muszą w dużej części zrezygnować ze swojej tradycyjnej koszykówki na rzecz tej bardziej nowoczesnej – czytaj: przejść w dłuższym wymiarze na small-ball. Styl Miśków wypalił się, nie są w stanie w dłuższej perspektywie już więcej zaskakiwać przeciwników. Liga rozszyfrowała Memphis. Spróbuję wyjaśnić dlaczego tak się stało, co mogą z tym zrobić i czemu transformacja tej drużyny nie jest tak prosta jak się wydaje.

1. Trener Dave Joerger kombinuje z podstawowymi ustawieniami i dopóki nie kontuzjował się Tony Allen wychodził piątką: Conley, Allen, Jeff Green, Z-Bo, Marc Gasol. Ten line-up jest gorszy od przeciwnika o 5.6 punktu i nie dość, że ma ogromne kłopoty ze zdobywaniem punktów (OffRtg - 92.4), to jeszcze nie broni (DefRtg - 115). Jeżeli grasz dwoma wysokimi, z których żaden nie rzuca za 3, to lepiej miej dookoła nich dobrych strzelców. W Grizzlies dobrze wiemy – tego nie ma.

Tej drużynie zawsze brakowało eksplozywności, ale gdy nagle większość zespołów skupia się na rzucie za 3 jest to bardziej widoczne. Na Grizzlies blow-outy robią już nie tylko takie kluby jak Warriors, Spurs czy Thunder, ale nawet Hornets. 

2. Piszę to z ciężkim sercem, ale Tony Allen jest niegrywalny przeciwko większości drużyn w NBA. Jest jednym z najgorszych ofensywnych zawodników w lidze. Gdyby trzeba było wskazać gracza, z którym Warriors nie byliby w stanie robić tego co robią to Grindfather byłby w czołówce. Absolutnie zabija spacing swojej drużyny. Mądrzejszy przeciwnik nie tylko zostawia Allena niekrytego na dystansie, ale chowa też swojego słabszego obrońcę na skrzydłowym i rzuca tego lepszego defensora na większe zagrożenie – Mike’a Conleya. Widać to na poniższym obrazku, gdzie Tony Allen stoi całkowicie nie pilnowany na linii za 3, a najlepszy obwodowy obrońca Pistons – KCP – kryje rozgrywającego Memphis.

To było problemem, nie na taką skalę, gdy Allen przeżywał swój defensywny szczyt. Teraz wprawdzie wciąż zdarzają mu się duże momenty w obronie, ale to już nie to. Defensywny rating Grizzlies z Allenem na parkiecie to 106.2 i obrona Memphis jest gorsza tylko, gdy przebywa ktoś z dwójki Russ Smith/ Brandon Wright.

Jeszcze jedno: w zeszłym sezonie przeciwnicy kryci przez Allena rzucali o 6,8% gorzej niż zazwyczaj. Teraz jest to tylko o 0.9%.

3. Jeff Green jest strasznie nieregularny i ma duże kłopoty ze skutecznością z dystansu (29% za trzy). Przeciwnicy o tym wiedzą i też zdarza się im poświęcić krycie Greena, by zagęścić paint czy podwoić, któregoś z podkoszowych. Nie jest jednak złym zawodnikiem w ataku - potrafi wykreować sobie rzut po koźle czy ściąć do kosza. Kwestia jest jednak taka, że często po prostu nie ma na to miejsca, bo w ataku Grizzlies jest tłok i brakuje przestrzeni. Rozsądnym byłoby przesunięcie kogoś z duetu Allen/ Green (albo obu) na ławkę i wstawienie do składu Lee, Barnesa czy nawet Chalmersa jeżeli chcesz grać dwoma wysokimi. Innym pomysłem jest ponowne przesunięcie Greena na niską 4, gdzie na przemian gra ktoś z duetu JaMychal Green/ Matt Barnes.

4. Nie zrozumcie mnie tutaj źle, ale w pewnym sensie Grizzlies cierpią na tym, że Mike Conley nigdy wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Wydaje się najrozsądniejszą opcją z dystansu dla Miśków, ale tak naprawdę zawsze miał jakieś wahania. Rzuca przeciętne 34% za 3, nie robi tego często jakby mógł, a Grizzlies po prostu potrzebują by ten nie bał się siekać trójek. Zawsze korzystniejsza dla Memphis będzie kontestowana trójka Conleya niż czysta Allena.

5. Joerger coraz częściej rozdziela minuty Marca Gasola i Zacha Randolpha, z korzyścią dla przyszłości drużyny. W takich ustawieniach, gdzie Memphis gra koszykówkę 4-out, jest więcej miejsca dla każdego z nich i przede wszystkim nie są tak przewidywalni. Marc Gasol może robić to co robi świetnie – kreować innych zawodników ze szczytu na wyższej efektywności, bo jest więcej strzelców na parkiecie. Spada też ryzyko podwojeń obu zawodników, dzięki czemu mogą wykorzystać swoje umiejętności w grze 1v1 czy też otwierają się dla nich wolne pozycje.

Problemem pozostaje defensywa. Przeciwnikom udaje kreować się mis-matche, gdzie niska czwórka Memphis kryje centra (np. Barnes -> Drummond) czy wyciągać Gasola spod obręczy, przez co dla ścinających otwiera się przestrzeń pod koszem. Lepiej podający wysocy w takich sytuacjach będą karcić Grizzlies i kreować łatwe punkty.

Z-Bo grający jako niski Z-Bo ma natomiast kłopoty na tablicach, zarówno w ataku, jak i obronie, co lepsi zbierający skrupulatnie wykorzystają.

Ale tak czy siak od czegoś trzeba zacząć.

6. Jeff van Gundy w podcaście u Zacha Lowe’a mówił, że Grizzlies niekoniecznie powinni robić to co cała liga, bo nie mają ku temu odpowiedniego personelu. Dodał, że wszyscy zawodnicy po prostu muszą grać lepiej. I po części można się z komentatorem ESPN-u zgodzić.

Nie chodzi o to, by wyrzucić całą swoją tożsamość do lamusa i przejść w 48 minutowy small-ball, tylko pozwolić sobie znaleźć więcej przewag. Takich, które pozwolą ci grać zarówno lepiej w ustawieniach 3-out, jak i 4-out. Przez to rozumiem poszukanie przede wszystkim wymian, w których Miśki sprowadziłyby do siebie kogoś lepszego na pozycję 2/3 czy strech 4 (np. Ryan Anderson). Bez tego może się okazać, że Memphis zabraknie właśnie zawodników do nowoczesnej koszykówki. Potrzebują stopniowych zmian.

7. W książce Life on the run Bill Bradley, dwukrotny mistrz NBA z New York Knicks, pisał że niezależnie jak dobre nie byłyby intencje właściciela drużyny, to na koniec dnia poszczególni zawodnicy są dla nich niewiele więcej jak assetami do wymian. Minęło prawie 40 lat od wydania tej pozycji i w sumie nadal jest to mocno prawdziwe.

Zmierzam do tego, że GM/ zarząd Grizzlies może stanąć przed bardzo delikatnym dylematem – mianowicie transferów Tony’ego Allena i przede wszystkim Zacha Randolpha. Obaj wciąż mogą być produktywni i myślę, że znalazłyby się kluby, które z chęcią przygarnęłyby obu zawodników. Inną kwestią jest to na ile te potencjalne wymiany byłyby rekompensujące dla Miśków.

Tylko Z-Bo być może jest najważniejszym graczem w krótkiej historii koszykówki Memphis i wykraczając czysto poza sportowe ramy, robi bardzo dużo dobrego dla lokalnej społeczności. Kibice kochają jego, a on ich. Spójrzcie co mówił w 2012 roku, w tekście dla Grandlandu:

Mam specjalną więź z tym miastem. Niezależnie od podziałów rasowych, z całym miastem. Ludzie tutaj rozumieją grind, sami przez to przeszli. Zawsze ciężko pracują. Gdy wspominasz o Memphis, zazwyczaj wiąże się to z czymś złym. Ale dobrzy ludzie znajdują się wszędzie (...) Jeżeli Grizzlies mnie jutro wymienią, i tak będę przebywał podczas wakacji w Memphis, pracując. Będę wśród tej społeczności. Zawsze pozostanę połączony z tymi ludźmi.

Z-Bo wraz z Tonym Allenem zaznaczyli niewielki market na mapie NBA i sprawili, że koszykówka w Memphis nabrała na znaczeniu.

Stąd rozstanie z tą dwójką będzie bolesne, acz w dłuższej perspektywie wydaje się nieuniknione, bo wątpię by zdecydowali się na ograniczoną rolę. 

Koszykówka Grizzlies jaką znamy umiera na naszych oczach. Być może nawet po zmianach Memphis wciąż nie będzie miało talentu na coś więcej niż drugą rundę playoffów. Ale muszą dać sobie szansę. Po prostu czas dopadł i wyprzedził Memphis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz