Memphis
Grizzlies przez kilka dobrych sezonów znajdowali się w grupie pseudo-kontenderów. Ich styl gry oparty
na grit&grindzie sprawiał, że
mogli wygrać serię z niemal każdym przeciwnikiem, ale nie byli w stanie tego zrobić
w trzech rundach z rzędu. Zdaje się, że okienko Miśków zamknęło się na dobre i czas w końcu zapukał do
pól kukurydzy i whisky Memphis.
Nie
idąc do przodu, niejako się cofasz. I poniekąd Grizzlies znaleźli się w takiej
sytuacji. Muszą w dużej części zrezygnować ze swojej tradycyjnej koszykówki na
rzecz tej bardziej nowoczesnej – czytaj: przejść w dłuższym wymiarze na small-ball.
Styl Miśków wypalił się, nie są w stanie w dłuższej perspektywie już więcej zaskakiwać
przeciwników. Liga rozszyfrowała Memphis. Spróbuję wyjaśnić dlaczego tak się
stało, co mogą z tym zrobić i czemu transformacja tej drużyny nie jest tak
prosta jak się wydaje.
1. Trener Dave Joerger kombinuje z podstawowymi ustawieniami i dopóki nie kontuzjował się Tony Allen wychodził piątką: Conley, Allen, Jeff Green, Z-Bo, Marc Gasol. Ten line-up jest
gorszy od przeciwnika o 5.6 punktu i nie dość, że ma ogromne kłopoty ze
zdobywaniem punktów (OffRtg - 92.4), to jeszcze nie broni (DefRtg - 115).
Jeżeli grasz dwoma wysokimi, z których żaden nie rzuca za 3, to lepiej miej
dookoła nich dobrych strzelców. W Grizzlies dobrze wiemy – tego nie ma.
Tej drużynie zawsze brakowało eksplozywności, ale gdy nagle większość zespołów skupia się na rzucie za 3 jest to bardziej widoczne. Na Grizzlies blow-outy robią już nie tylko takie kluby jak Warriors, Spurs czy Thunder, ale nawet Hornets.
Tej drużynie zawsze brakowało eksplozywności, ale gdy nagle większość zespołów skupia się na rzucie za 3 jest to bardziej widoczne. Na Grizzlies blow-outy robią już nie tylko takie kluby jak Warriors, Spurs czy Thunder, ale nawet Hornets.
2. Piszę
to z ciężkim sercem, ale Tony Allen jest niegrywalny przeciwko większości drużyn w NBA. Jest jednym z najgorszych ofensywnych zawodników
w lidze. Gdyby trzeba było wskazać gracza, z którym Warriors nie byliby w
stanie robić tego co robią to Grindfather
byłby w czołówce. Absolutnie zabija spacing
swojej drużyny. Mądrzejszy przeciwnik nie tylko zostawia Allena niekrytego na
dystansie, ale chowa też swojego słabszego obrońcę na skrzydłowym i rzuca tego
lepszego defensora na większe zagrożenie – Mike’a Conleya. Widać to na
poniższym obrazku, gdzie Tony Allen stoi całkowicie nie pilnowany na linii za
3, a najlepszy obwodowy obrońca Pistons – KCP – kryje rozgrywającego Memphis.
To
było problemem, nie na taką skalę, gdy Allen przeżywał swój defensywny szczyt. Teraz
wprawdzie wciąż zdarzają mu się duże momenty w obronie, ale to już nie to.
Defensywny rating Grizzlies z Allenem na
parkiecie to 106.2 i obrona Memphis jest gorsza tylko, gdy przebywa ktoś z dwójki Russ Smith/ Brandon Wright.
Jeszcze
jedno: w zeszłym sezonie przeciwnicy kryci przez Allena rzucali o 6,8% gorzej
niż zazwyczaj. Teraz jest to tylko o 0.9%.
3. Jeff
Green jest strasznie nieregularny i ma duże kłopoty ze skutecznością z dystansu
(29% za trzy). Przeciwnicy o tym wiedzą i też zdarza się im poświęcić krycie
Greena, by zagęścić paint czy podwoić, któregoś z podkoszowych. Nie jest jednak
złym zawodnikiem w ataku - potrafi wykreować sobie rzut po koźle czy ściąć do
kosza. Kwestia jest jednak taka, że często po prostu nie ma na to miejsca, bo w
ataku Grizzlies jest tłok i brakuje przestrzeni. Rozsądnym byłoby przesunięcie
kogoś z duetu Allen/ Green (albo obu) na ławkę i wstawienie do składu Lee,
Barnesa czy nawet Chalmersa jeżeli chcesz grać dwoma wysokimi. Innym pomysłem
jest ponowne przesunięcie Greena na niską 4, gdzie na przemian gra ktoś z duetu
JaMychal Green/ Matt Barnes.
4.
Nie zrozumcie mnie tutaj źle, ale w pewnym sensie Grizzlies cierpią na tym, że Mike Conley nigdy
wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Wydaje się najrozsądniejszą opcją z dystansu
dla Miśków, ale tak naprawdę zawsze
miał jakieś wahania. Rzuca przeciętne 34% za 3, nie robi tego często
jakby mógł, a Grizzlies po prostu potrzebują by ten nie bał się siekać trójek. Zawsze
korzystniejsza dla Memphis będzie kontestowana trójka Conleya niż czysta
Allena.
5.
Joerger coraz częściej rozdziela minuty Marca Gasola i Zacha Randolpha, z
korzyścią dla przyszłości drużyny. W takich ustawieniach, gdzie Memphis gra
koszykówkę 4-out, jest więcej miejsca dla każdego z nich i przede wszystkim nie
są tak przewidywalni. Marc Gasol może robić to co robi świetnie – kreować
innych zawodników ze szczytu na wyższej efektywności, bo jest więcej strzelców
na parkiecie. Spada też ryzyko podwojeń obu zawodników, dzięki czemu mogą
wykorzystać swoje umiejętności w grze 1v1 czy też otwierają się dla nich wolne pozycje.
Problemem
pozostaje defensywa. Przeciwnikom udaje kreować się mis-matche, gdzie niska czwórka Memphis kryje centra (np. Barnes
-> Drummond) czy wyciągać Gasola spod obręczy, przez co dla ścinających otwiera
się przestrzeń pod koszem. Lepiej podający wysocy w takich sytuacjach będą
karcić Grizzlies i kreować łatwe punkty.
Z-Bo
grający jako niski Z-Bo ma natomiast kłopoty na tablicach, zarówno w ataku, jak
i obronie, co lepsi zbierający skrupulatnie wykorzystają.
Ale tak czy siak od czegoś trzeba zacząć.
6.
Jeff van Gundy w podcaście u Zacha Lowe’a mówił, że Grizzlies niekoniecznie
powinni robić to co cała liga, bo nie mają ku temu odpowiedniego personelu. Dodał,
że wszyscy zawodnicy po prostu muszą grać lepiej. I po części można się z
komentatorem ESPN-u zgodzić.
Nie
chodzi o to, by wyrzucić całą swoją tożsamość do lamusa i przejść w 48 minutowy
small-ball, tylko pozwolić sobie znaleźć więcej przewag. Takich, które pozwolą
ci grać zarówno lepiej w ustawieniach 3-out, jak i 4-out. Przez to rozumiem
poszukanie przede wszystkim wymian, w których Miśki sprowadziłyby do siebie kogoś lepszego na pozycję 2/3 czy
strech 4 (np. Ryan Anderson). Bez tego może się okazać, że Memphis zabraknie
właśnie zawodników do nowoczesnej koszykówki. Potrzebują stopniowych zmian.
7. W
książce Life on the run Bill Bradley,
dwukrotny mistrz NBA z New York Knicks, pisał że niezależnie jak dobre nie
byłyby intencje właściciela drużyny, to na koniec dnia poszczególni zawodnicy
są dla nich niewiele więcej jak assetami
do wymian. Minęło prawie 40 lat od wydania tej pozycji i w sumie nadal jest to
mocno prawdziwe.
Zmierzam
do tego, że GM/ zarząd Grizzlies może stanąć przed bardzo delikatnym dylematem –
mianowicie transferów Tony’ego Allena i przede wszystkim Zacha Randolpha. Obaj
wciąż mogą być produktywni i myślę, że znalazłyby się kluby, które z chęcią
przygarnęłyby obu zawodników. Inną kwestią jest to na ile te potencjalne
wymiany byłyby rekompensujące dla Miśków.
Tylko
Z-Bo być może jest najważniejszym graczem w krótkiej historii koszykówki Memphis
i wykraczając czysto poza sportowe ramy, robi bardzo dużo dobrego dla
lokalnej społeczności. Kibice kochają jego, a on ich. Spójrzcie co mówił w 2012 roku, w tekście dla Grandlandu:
Mam specjalną więź z tym miastem. Niezależnie od podziałów rasowych, z całym miastem. Ludzie tutaj rozumieją grind, sami przez to przeszli. Zawsze ciężko pracują. Gdy wspominasz o Memphis, zazwyczaj wiąże się to z czymś złym. Ale dobrzy ludzie znajdują się wszędzie (...) Jeżeli Grizzlies mnie jutro wymienią, i tak będę przebywał podczas wakacji w Memphis, pracując. Będę wśród tej społeczności. Zawsze pozostanę połączony z tymi ludźmi.
Z-Bo wraz z Tonym Allenem zaznaczyli niewielki market na
mapie NBA i sprawili, że koszykówka w Memphis nabrała na znaczeniu.
Stąd rozstanie z tą dwójką będzie bolesne, acz w dłuższej
perspektywie wydaje się nieuniknione, bo wątpię by zdecydowali się na
ograniczoną rolę.
Koszykówka Grizzlies jaką znamy umiera na naszych oczach. Być może nawet po zmianach Memphis wciąż nie będzie miało talentu na coś więcej niż drugą rundę playoffów. Ale muszą dać sobie szansę. Po prostu czas dopadł i wyprzedził Memphis.
Koszykówka Grizzlies jaką znamy umiera na naszych oczach. Być może nawet po zmianach Memphis wciąż nie będzie miało talentu na coś więcej niż drugą rundę playoffów. Ale muszą dać sobie szansę. Po prostu czas dopadł i wyprzedził Memphis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz