Dzisiejszy wpis trochę niestandardowy – najpierw siedem podpunktów o Cleveland Cavaliers połączonych w całość, a potem pozostałe plusy i minusy. Zaczynajmy.
1) Joe Dumars miał rację mówiąc, że każda wielka drużyna ma swoją własną unikatową tożsamość, a bez niej
nie da się wygrać NBA. Gdy się nad tym zastanowisz i prześledzisz
pojedynczych mistrzów te słowa nabierają jeszcze więcej sensu.
Stąd,
na miejscu LeBrona Jamesa nie przejmowałbym się tym co robią z ligą Golden
State Warriors. Martwiłbym się póki co tym, czy Cleveland Cavaliers mają w
sobie ten wyróżniający element. Coś co sprawiłoby, że z zespołu jedynie
napakowanej wielkim talentem nagle stają się nazwijmy to super-drużyną.
2) W przypadku Cavaliers często mówimy, że nie ma co przywiązywać
wielkiej wagi do pojedynczych meczów sezonu regularnego. Bo w końcu rozsądek
podpowiada, że zdrowy LeBron James na wschodzie NBA to niemal gwarancja
finałów. I jest to rzeczywiście jak najbardziej prawdziwe. Ale tutaj chodzi o
coś innego.
W przypadku tych najlepszych drużyn sezon regularny traktowałbym
jako swego rodzaju proces. Wypracowujesz system, szukasz pojedynczych przewag,
które później zaprocentują, dążysz do utopijnej perfekcji, tak by potem zostać
zapamiętanym. Rozpoczynając sezon, już w październiku powinieneś wiedzieć kim
chcesz być w kwietniu; czytaj wchodzisz w rozgrywki z konkretnym planem.
3) Wszystko co robisz w sezonie regularnym musi być po coś. Jest
to jak najbardziej klisza, której najlepszą definicją są w tym momencie – kto
inny – San Antonio Spurs. To co wprowadza Gregg Popovich – spowolnienie tempa,
wygrywanie meczów poprzez defensywę – to element planu, który ma poprowadzić go
do pokonania Warriors, a potem do kolejnego pierścienia.
Coś co jest jeszcze mocno spłycane przy omawianiu tego co robią
Spurs to ich ofensywny system, który przecież dwa sezony temu zaprowadził ich
do mistrzostwa. Wyłączając LaMarcusa Aldridge’a, trzon wciąż tworzą ci sami
zawodnicy. To jest ogromna przewaga Spurs, bo do tego co robili już wcześniej
na świetnym poziomie, dokładają kolejny element pozwalający myśleć im o
mistrzostwie.
4) Rzecz w tym, że jeżeli porównujesz Cavs do większości drużyn to
wychodzi na to, że nie ma się czym martwić. Ale jeżeli w tym wszystkim ma
chodzić o coś więcej, wtedy stawiasz ich na równi z Warriors i Spurs. I pojawia
się mały kłopot. Nie twierdzę, że po powrocie Kyriego Irvinga i Imana Shumperta
Kawalerzyści nie doskoczą poziomem do
obu wymienionych drużyn. W końcu trio Love-LeBron-Kyrie w drugiej części
zeszłego sezonu miało bilans 32-3, więc wiemy na co ich stać.
Tylko być może to są te detale wypracowane na początku sezonu,
które potem zaprocentują. Cavaliers dalej będą wygrywać mnóstwo meczów, bo w
absolutnej większości spotkań posiadają więcej talentu na parkiecie od drużyny
przeciwnej. Ale w decydującej części sezonu potrzeba będzie czegoś więcej.
5) Bo tak na dobrą sprawę w przypadku Cavs nie ma specjalnie się do
czego przyczepić, ale gdzieś w ich przypadku brakuje efektu wow. Nie są tak przekonywujący w tym co
robią, przez co często nie potrafią włożyć meczów do zamrażarki. Dzieje się to
w dużej mierze przeciwko słabszym klubom. Po prostu kolejne zwycięstwa nie przychodzą
im tak mimowolnie jak Warriors czy Spurs i jest to pewien problem. Często
brakuje tego nastawienia, zapału, koncentracji po których poznajesz mistrzów.
LeBron James zdaje sobie sprawę jak wiele potrzeba by zdobyć
pierścień, dlatego stara się nakręcać kolegów i jeszcze więcej od nich wymagać.
Stąd też może wynikać jego frustracja tym co pokazują Cavs, bo po prostu widzi od wewnątrz jak wiele jeszcze brakuje jego drużynie jako całości do Warriors
i Spurs.
6) Ale znowu, to się zmieni wraz z powrotem Irvinga, nie wiemy
tylko na ile. Jak dziwnie to nie zabrzmi mając w składzie LeBrona – Kyrie może
być klejem w szatni Cleveland.
Wydaje mi się, że James dużymi fragmentami wygląda na
sfrustrowanego, a Love trochę na przestraszonego, gdy coś mu się nie uda. To
tylko obserwacja, ale było to widać np. w dogrywce z Pelicans, gdy James
wypracował czystą trójkę Kevinowi Miłość, tylko po to by ten z niej zrezygnował
i poczekał aż doskoczy do niego przeciwnik. Wtedy dopiero zdecydował się oddać
kontestowany rzut, czym podrażnił Jamesa, który był mocno zrezygnowany tym co
zobaczył. LeBronowi zdarzają się momenty, gdy swoją mową ciała nie pomaga. Chociaż
czasami trudno mu się dziwić.
Kyrie w tym wypadku będzie swego rodzaju pośrednikiem między oboma
graczami. Plus odciąży Jamesa od wkładania Cavs w każdym meczu na
plecy. W pewnym sensie słowa LeBrona po meczu z Pelicans, że kto inny miał przejąć to spotkanie? to
cicha szpila wbita w Kevina Love’a. Pozostali Kawalerzyści muszą zrobić krok do
przodu i tutaj rolą Jamesa jest sprawienie, że wszyscy wokół niego staną się
lepsi.
7) Jak pisałem wyżej wydaje mi się, że większość problemów Jamesa
i Cavs wynika z tego, że LeBron często nie widzi u swoich kolegów odpowiedniego
nastawienia.
I nie chodzi o to, że wraz z powrotem kontuzjowanych zawodników
wyniki się polepszą. Poprawić ma się koncept i gra drużyny. A tego nie ma na poziomie wymaganym przez
Jamesa. Jeszcze raz – zawodnicy, którzy
są nie grają na poziomie wymaganym przez Jamesa.
Gdy LeBron patrzy na Warriors i Spurs widzi, że w Cleveland czegoś
brakuje. Szwankuje proces. Cavs póki co wygrywają bardziej talentem (jak np.
Thunder), aniżeli wypracowanym systemem (np. GSW i SAS). W pewnym sensie LBJ chce zrobić z Cleveland drużynę, która
będzie elitarna nie tylko z powodu posiadania w składzie LeBrona Jamesa.
Chce czegoś więcej. Ma na to jeszcze czas i dobrze, że reaguje już teraz.
Switche w pick and rollach
Drużyny bardzo często zmieniają krycie w pick and rollach, bo jest
to wygodne i często korzystne dla broniącego zespołu. Ale na początku chciałem
przedstawić sytuacje, które są użyteczne tylko dla atakującej drużyny i jak
trudne do krycia są tego typu akcje z LeBronem na piłce.
Kolorami zaznaczyłem kto kogo krył na początku akcji
|
Innym ciekawym przykładem są pick and rolle bronione przez NYK,
którzy – jak pisał tydzień temu Zach Lowe – próbują w takich sytuacjach
stworzyć sytuację 2v2. W ten sposób pozostała trójka kryje strzelców
przeciwnika.
I ta sytuacja ładnie obrazuje dwie rzeczy. Po pierwsze - jak łatwo Jose Calderon gubi się na zasłonach. Po drugie – jakim dzikiem w obronie będzie Porzingis. Jarrett Jack wypracował sobie niezłą pozycję i znalazł miejsce na floatera, ale Kristaps swoim blokiem powiedział nie dzisiaj łaku.
Robin Lopez częściej broni tego miejsca, w którym jest Porzingis
(zależnie między jakimi pozycjami rywal gra pick and rolla, wtedy Łotysz
przepycha się pod koszem), ale dla obrony NYK korzystniejsza jest akcja w
obronie jak na załączonym obrazku. Kristaps jest po prostu zwinniejszy i
szybszy do pomocy nienadążającemu Calderonowi.
Głodujący niedźwiedź
Żałuje, że sam na to nie wpadłem.
Derrick Favors jest jednym z najlepiej rollujących wysokich w NBA.
W takich akcjach potrafi złapać piłkę w biegu, rozrzucić do lepiej ustawionego
strzelca czy skończyć wsadem. Do tego ma niebezpieczny dla przeciwnika
mid-range jumper i szereg ruchów w post. Widzieliśmy co potrafi w ataku z
Pacers, gdy obwodowi Utah w końcu postanowili podawać mu częściej piłkę i grać
z nim akcje w pick and rollach. Wyśrubował rekord kariery na 35 punkty. Dlatego
chciałbym by to stało się regułą. Stąd moim małym życzeniem świątecznym jest to by
w końcu zawodnicy Jazz częściej karmili Favorsa podaniami. Czasami nie mogę patrzeć
na to jak mało jest wykorzystywany w ofensywie. Szczególnie, gdy jest najlepszym zawodnikiem Jazz w tym sezonie.
Dziękuje za przeczytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz