Czasem
można pomyśleć, że w NBA niewiele się zmienia: kolejny rok i jeszcze jeden
sezon pogrążonych w chaosie New York Knicks, dla przykładu. Jest przełom
stycznia i lutego, za oknem panuje mniejsza lub większa bryndza, więc nie chcę skupiać się
bezpośrednio na całej nowojorskiej drużynie, a jednej postaci – czarnej owcy Wielkiego Jabłka; człowieka, który w
erze Kevina Duranta odchodzącego do Golden State Warriors obrywa za swoje –
pragmatyczne – pozostanie w klubie – Carmelo Anthonym. Nie będę też
bezpośrednio pisać o zmarnowanych latach już 32-letniego skrzydłowego – jego
samego, jak i całego zespołu – czy kolejnych spekulacjach transferowych, a postaram
się stworzyć idealną fikcyjną drużynę pod byłego zawodnika Denver Nuggets.
Pierw kilka słów wstępu.
Nie
ukrywam, że zainspirował mnie artykuł,
który pojawił się na stronie „FiveThirtyEight” tłumaczący jak wygrywać z
Carmelo. Ogólny profil zawodnika łatwo rozrysować: świetny zdobywca
punktów, który rzadko traci piłkę, mimo, że ma ją często w rękach jako strzelec
i osoba odpowiadająca za rozpoczęcie akcji; efektywność nie jest jego
najmocniejszą stroną – tylko
Russell Westbrook trafia na gorszej skuteczności dla zawodników oddających
więcej niż 18 rzutów na mecz; niezły zbierający; 16,5% jego akcji w ataku
opiera się na nieefektywnym post (3,7), w którym zdobywa mimo wszystko niezłe
0.9 punktu na posiadanie (LaMarcus
Aldridge dla przykładu 0,89 przy 6,2 takich akcji na mecz) i zdecydowanie
poniżej przeciętnej obrońca. Uf.
Mając
te informacje, wyżej wymieniona strona stworzyła algorytm – nazywający się, a
jakże, CARMELO (Career-Arc Regression Model Estimator with Local
Optimatization) – który „na bazie zaawansowanych statystyk wyszukuje zawodników
z przeszłości podobnych do obecnych”. Po wstukaniu, wyskoczyli mi następujący
koszykarze, przypominających Anthony’ego – traktowałbym, to w niektórych
przypadkach jako ciekawostkę lub niedociągnięcie systemu:
Po
zliczeniu, wychodzi, że z wymienionych graczy:
- Trzech
nie zakwalifikowało się do play-offów (Webber z Sixers w 2006, Worthy z Lakers
w 1994 i Jamison z Wizards w 2009); dwóch odpadało w pierwszej rundzie (Wilkins
z Hawks w 1993 i English z Nuggets w 1987); dwóch odpadło w półfinałach
konferencji (Chambers z Suns w 1992 i Kobe z Lakers w 2011); jeden doszedł do
finałów konferencji (Carter z Magic w 2010); a dwóch wygrało mistrzostwo (Dirk
z Mavs w 2011 i Drexler z Rockets w 1995)
-
Sześciu było pierwszymi opcjami swoich drużyn (Carter, Wilkins, Kobe, English,
Dirk, Jamison); dwóch było drugimi opcjami (Webber, Drexler), a dwóch trzecimi
i dalszymi (Chambers, Worthy).
I choć
porównywanie obecnego Melo i Dirka z 2011 roku nie ma najmniejszego sensu, bo
to zupełnie inny poziom, a Drexler obok siebie miał przede wszystkim Hakeema
Olajuwona – top 10/12 – zawodnika w historii NBA – to niektóre z tych wyników
mogą dawać nadzieję, że wokół Anthony’ego jako pierwszej opcji można jeszcze zbudować dobry zespół,
który przynajmniej zakwalifikuje się do play-offów. Najbardziej zbliżony
przykład – Vince
Carter z 2010 – oddawał najwięcej rzutów na mecz z Magic, i mając obok
siebie defensywnego game-changera jakim był Dwight w swoim primie, zadaniowców
broniących i rzucających za 3, doszedł do finałów konferencji na wschodzie. W
2010 Vince skończył 33 lata, podobnie jak Melo w trwającym roku.
„FiveThirtyEight”
wspomina o innym prototypie zespołu stworzonego wokół świetnego w ofensywie
gracza – Sixers z 2001 roku, którzy z Allenem Iversonem przegrali dopiero w
finałach NBA z Lakers. Piątkę obok
rozgrywającego tworzyli: dwaj defensywni skrzydłowi (George Lynch i Eric Snow),
dobry zbierający (Tyrone Hill) i center, który bronił i zbierał (Dikembe
Mutombo). Ówczesnych Sixers prowadził znakomity defensywny specjalista – Larry
Brown. Z przeniesieniem pewnych proporcji i usprawnieniami, które postaram się
wyjaśnić przy poszczególnych pozycjach, to będzie mój plan uzupełniony o rzut
za 3. Założyłem też, by nie wybierać zawodników z top-40 NBA i nie wrzucać aż
tak odrealnionych przypadków – mam na myśli, by postawić na graczy, którzy byli
wolnymi agentami najdalej w 2015 lub będą w 2017.
PG: Pat Beverley
Niewielu
jest w NBA gości, którzy wychodzą z takim zaangażowaniem po obu stronach parkietu
jak Beverley. Rozgrywający Houston nie potrzebuje piłki w rękach, by być
efektywnym, co jest szczególnie ważne w przypadku umieszczenia go obok
zawodnika, grającego na wysokim % usage.
Bev
jest jednym z najlepszych defensorów na swojej pozycji (2. defensywny Real Plus
Minus wśród rozgrywających, dobra obrona linii za 3 – gracze pilnowani przez
Pata trafiają o 2.1 punktu % gorzej niż wynosi ich średnia), zdobywa trójki
powyżej przeciętnej – niemal 40% - i przede wszystkim jest czołowym zbierającymwśród point-guardów. A to przy tworzeniu postawiłem sobie jako jeden z
ważniejszych czynników – Melo wokół siebie potrzebuje graczy, którzy będą co
najmniej nieźli w tym elemencie. Strać koncentrację na chwilę i wiedz, że Bev
już czyha, by wykorzystać twoją nieuwagę – czy to na desce w ataku, czy w
obronie. Spójrz na moment zawahania Westbrooka:
Większość
zbiórek Beva to czysty hustle i gryzienie parkietu – wiesz, że przeciwko niemu
czeka ciebie trudny match-up, bo po prostu rozgrywający nie odpuści, a to
rzecz, której żadnymi metrykami już nie da się zmierzyć.
Inne
opcje, o których myślałem, to George Hill i Jrue Holiday. Obaj są ogólnie
lepszymi koszykarzami niż Bev, jednak nieoceniony okazał się w tym wypadku
charakter kudłatej Rakietki, szczególnie przy tak humorzastej gwieździe jak
Melo. Gracz drużyny z Teksasu nieco bardziej pasuje do mojej koncepcji (mam
wrażenie, że Hillowi zdarza się być za bardzo uległym, mógłby więcej, ale ma
mecze na wiesz co, może ty to raczej zrób).
SG: Nicolas Batum
Jeżeli
mamy już Beva w piątce, to jednak potrzebujemy jakiejś kreacji na piłce ze
strony obwodowych, prócz tej, którą dostarczy Melo (jest lepszym podającym niż
się wydaje) i czasem koślawe – choć skuteczne – kozły rozgrywającego. Stąd
Batum – zawodnik, który zrobi wszystkiego po trochu: tu poda, tu zbierze, ot –
rzuci trójkę. Gracz na 75% statystycznego LeBrona
(27-7-7): Francuz w tym sezonie notuje średnie na poziomie 15-7-6.
Batum
ma niezłą grę po zasłonach jeżeli chodzi o sam wybieg na wolną pozycję,
szwankuje bardziej efektywność (0.83 punktu na posiadanie), co wynika głównie,
że rzucającemu obrońcy spadła skuteczność rzutu za 3 – poniżej przeciętnej
32,5%. Ten spadek jest widoczny od ostatniego sezonu w Portland, ale mając na
uwadze szeroki arsenał Batuma, trzeba z tym żyć i liczyć, że będzie lepiej.
Jest z czego wybierać, Francuz potrafi zdobyć punkty po sytuacjach 1v1, posiada
ciekawy fade-away, czy niezły kozioł i dobre czucie parkietu, by wykreować koledze czystą pozycję po pick and
rollu.
Jest w
tym wszystkim niezłym obrońcą, z przyzwoitym zasięgiem i świetną pracą stóp,
dzięki czemu wpasuje się do ogólnego profilu 3(tu nieco zastąpione tymi małymi
rzeczami)&D.
SF/ PF:
Otto Porter/ Carmelo Anthony
Przy
wyborze skrzydłowego miałem największy zgryz. Zdecydowałem się odejść od
klasycznego rozwiązania – Melo na trójce z tradycyjnym silnym skrzydłowym – i
pójść w stronę gry na dwóch niskich skrzydłowych, dzięki czemu Melo biegłaby
jako czwórka w ataku, a trójka w obronie. Trochę jak ma to miejsce w Milwaukee
z duetem Giannis&Jabari (pierwszy kryje czwórki, ale w ataku jest już
trójką), tylko podejść bardziej uniwersalnie, gdzie Melo pilnowałby zawsze tego
słabszego zawodnika, czego nie robi Jason Kidd z Jabarim Parkerem.
Nie
jest to łatwy sposób – występy przeciwko silniejszym fizycznie graczom noc w
noc nie są przyjemne i będą match-upy, w których taka gra nie przejdzie w
obronie, lecz w ataku najlepszą pozycją dla Anthony’ego jest po prostu gra jako
niska-4. Coś za coś. Bardziej bałbym się nawet zmęczenia, aniżeli potencjalnie
oddawanych punktów, które w pewnych pojedynkach i tak będę oddawał, ze względu
na umiejętności przeciwnika. Więc w roli Harrisona Barnesa mojej drużyny wstawiłem Otto Portera. Było kilku kandydatów na jego miejsce – właśnie
zawodnik Mavs (tylko od post mamy już Anthony’ego), Trevor Ariza, Robert
Covington, Al-Farouq Aminu, Tobias Harris, MKG – jednak przesądziła trójka
skrzydłowego Wizards – prawie 46% za 3.
Jest
też przyzwoitym obrońcą, więc to nie jest tak, że wpuszczamy drugiego
Anthony’ego w defensywie. Drobna rysa, ale przy takim spacingu można mieć
nadzieję, że rzucimy więcej punktów niż rywal.
C: Tyson Chandler
Oddanie
Pana Tysona Chandlera przez Phila Jacksona do Dallas za zwłoki Jose Calderona i
grupę wypierdków to jeden z najbardziej niezrozumianych ruchów transferowych w
NBA w ostatnich latach. Z perspektywy czasu wydaje się to jeszcze
śmieszniejsze. Spójrz na to tak: Melo potrzebuje od centra zasłon, obrony kosza
i zbiórek. Chandler miał cały pakiet, świetne podejście – jeden z największych
profesjonalistów w lidze, co pokazuje noc w noc w takiej drużynie jak Phoenix –
a Jackson zrobił dziurę pod obręczą, by po dwóch latach załatać ją ledwo
odrywającym stopy od ziemi Joakimem Noahem (zgaduje, że Jackson ceni na 18 mln
$ rocznie wizję gry 31-latka – wciąż potrafi fajnie wypatrzeć ze szczytu
ścinających, co w trójkątach ma sens).
Żeby
było śmieszniej, Melo otrzymał w pakiecie Derricka Rose’a, czyli jeszcze jedno
przeciwieństwo potrzeb Anthony’ego – były MVP jest kolejnym
czasowstrzymywaczem, nie broni (przeciwko McConnellowi z Sixers miał 11/16 z
gry i był -21, jego przeciwnik w +/- wyszedł na 0 i spędził na parkiecie 2
minuty więcej) i nie rzuca za 3. Dodawanie talentu nie jest równaniem 1+1,
gdzie zawsze wychodzi 2 – czasem będzie mniej, czasem więcej.
Wracając,
od centra w swojej drużynie nie oczekuje fajerwerków, chcę klasyki, a Chandler
jak najbardziej taką zapewni. Jest w top-6 zbierających, skończy loba z góry i
wprowadzi profesjonalizm do drużyny, nieco kosztem obrony kosza, gdzie oddaje
50,6% rzutów (wiek i drużyna w jakiej gra).
Perfekcyjny
byłby Rudy Gobert, ale to wiązałoby się ze złamaniem zasad. Gdybym chciał
spróbować czegoś funky, to wybrałbym
Mylesa Turnera, ale jego wybór też nie pasuje do ogólnych zasad. Z innych ok
kandydatów: Clint Capela, Nerlens Noel (trochę mniej, bo nie widzę tego wpływu
w obronie, którego po nim oczekiwałem), James Johnson (tryb yolo, gdzie frajdę
sprawia ci samo oglądnie wszystkiego-po-trochu
od 3/4/5 Heat) lub Andrew Bogut (gdyby był czasem zdrowy i tyle nie zabierał w
ataku). Nie widzę aż takiego upgrade’u.
Mamy
więc piątkę Beverley-Batum-Porter-Anthony-Chandler, dodajmy mądrego trenera – Steve Clifford/
Eric Spoelstra – i myślę, że z grupą solidnych rezerwowych można myśleć o co
najmniej awansie do play-offów. Nie jest teraz łatwo stworzy dobry zespół bez
drugiej gwiazdy – szczególnie, gdy efektywność pierwszej, to spory znak
zapytania – ale wokół takiego talentu jakim jest Melo w ataku, powinno dać się zbudować
– przy odpowiednim doborze personelu – top-10 ofensywę i top-15 defensywę. Czytaj:
dobrze funkcjonującą drużynę.
Alternatywne
najlepsze – i bardziej klasyczne – ustawienie ze złamaniem reguł kontraktowych
i top-40 (Melo wciąż pozostaje pierwszą opcją):
George
Hill – Avery Bradley – Carmelo Anthony – Paul Millsap – Rudy Gobert
O
finały konferencji na wschodzie byłbym spokojny.