Dolores
budzi się. Idzie na ganek porozmawiać ze swoim ojcem, który ostrzega ją przed
niebezpieczeństwami czyhającymi na zewnątrz.
Niektórzy wybierają dostrzeganie tylko brzydoty tego świata, nieładu. Ja wybieram dostrzeganie piękna. Wierzę, że w naszym bycie panuje porządek. Cel. Wiem, że wszystko obróci się tak jak powinno – odpowiada Dolores.
Potem wyrusza na miasto, gdzie robi zakupy, by
pod sklepem upuścić butelkę mleka. I zależnie od tego, kto podniesie ową
butelkę – obcy, ukochany Teddy, czy sama Dolores – tak potoczy się scenariusz,
którego zakończenie za każdym razem pozostawało identyczne. Reset. Tak
więc, następnego dnia Dolores budziła się i niczego nieświadoma powtarzała te
same czynności, tkwiąc w pętli. <spoiler>
Na wzór powtarzalności zaprogramowany był każdy gospodarz parku rozrywki
Westworld i mnóstwo czasu zajęło poszczególnym robotom przypominających
ludzi zorientować się, że ich utopijna wizja rzeczywistości to iluzja i wielki
przekręt. <koniec spoilera>
Czy
Dallas Mavericks – którzy grają od 2011 roku jeden ten sam sezon – są w stanie
doznać podobnego olśnienia?
Drużyna
z Teksasu ma niepokojąco wiele wspólnego z gospodarzami wspaniałego serialu
stacji HBO (Clippers z "Serią Niefortunnych Zdarzeń" od Netflixa). Spójrzcie na to w ten sposób: rokrocznie obserwujemy jak grupa
weteranów, zadaniowców i Dirka za wszelką cenę heroicznie próbuje awansować do
play-offów, by potem z nich zgodnie z przewidywaniami odpaść już w pierwszej
rundzie. Pod wodzą Ricka Carlisle, wyłączając sezon mistrzowski, Mavs wygrali
całą jedną serię od 2008 roku, mimo posiadania na ławce top-2 szkoleniowca w
NBA. Dallas to po prostu od lat typowy zespół za dobry na czołowy wybór w
drafcie – wait for it – a za słaby, by w najważniejszej fazie sezonu sprawić
kłopoty klubom z górnej części tabeli. Powstała pętla, która rozgrywki w
rozgrywki się powtarza.
Dlaczego
więc nie spróbować wyjść z tej martwej strefy na jeden sezon i dać sobie szansę
na wyciągnięcie zawodnika potencjalnie zmieniającego oblicze klubu? Mark Cuban
wprawdzie takiego gracza w nadchodzącej klasie draftu nie widzi, bo gdyby
takowych było dwóch lub trzech, to wtedy WIERZCIE MI skończylibyśmy z dwunastoma zwycięstwami.
Jednak okoliczności na wystawienie białej flagi są sprzyjające dla Dallas jak
współcześnie nie były nigdy.
Sufit
Mavs jest wyjątkowo nisko, przez co ta drużyna aż się prosi o młody talent,
który mógłby pomóc w przyszłości osiągnąć coś więcej niż tak cenne do widzenia
na początku drabinki. Rozumiem też cel podejścia „byle wejść do play-offów, by
poszukać okazji na przejście dalej, bo np. rywalowi przydarzy się kontuzja”,
ale tabela na zachodzie ułożyła się tak, że jedyną niewiadomą jest to kto
zajmie 8. pozycję i odpadnie po szybkim 0-4 z Warriors. Mavs nie są jedną z
tych drużyn jak choćby Timberwolves, dla których awans do play-offów byłby
naturalnym krokiem w rozwoju młodzieży i nawet szybkie odpadnięcie w ich
przypadku wydaje się nieocenione. Co więcej, draft wygląda na niesamowicie
silny, dzięki czemu przy odrobinie szczęścia doszedłby do Harrisona Barnesa drugi
zawodnik wokół, którego potencjalnie można by było budować zespół.
Zabawna
rzecz jest taka, że Mavericks są na tyle słabi jako całość, że ostatecznie mogą
i tak skończyć z top-5 pickiem w drafcie. Byłoby to piękne przekazanie pałeczki
od Dirka dla być może nowej twarzy Dallas, tylko ta nieświadomość w walce o
cele może doprowadzić, że drużyna wygra 3-4 mecze więcej, dzięki czemu spadnie
nieco w loterii. Detale, ale to one decydują, czy kończysz z Justise’em
Winslowem, czy Terrym Rozierem (oczywiście
musiał trafić rzut na dogrywkę z Portland po tym jak to napisałem).
Harrison Barnes w post
Skrzydłowy
Dallas ma bardzo dobry sezon i jest jednym z niewielu jasnych młodzików Mavs –
obok Doriana Finneya-Smitha – w rozgrywkach, w których Justin Anderson i Dwight
Powell zatrzymali się w koszykarskim rozwoju. Barnes spędza większość czasu na
parkiecie, grając jako niska 4 i przepychając się często z silniejszymi od
siebie zawodnikami, zupełnie przy tym nie odpuszczając.
Ważnym
elementem w arsenale 24-latka są akcje tyłem do kosza. Dla graczy, którzy mają więcej
niż trzy posiadania w post na mecz, Barnes zdobywa 4. najwyższą średnią punktów
– 0.99. Statystycznie więc, skrzydłowy notuje więcej punktów
na posiadanie w post niż tacy gracze jak Boogie Cousins, LeBron James, Anthony
Davis lub Al Jefferson, czy Marc Gasol. HB je przede wszystkim w
sytuacjach, gdy po prostym pick and rollu wypracowany zostanie switch na
niższego zawodnika i mamo jesteś ugotowany – a już szczególnie, kiedy Barnes
otrzyma piłkę na lewym bloku skąd trafia 50%.
Przeciwnik musi wybrać, czy
podwajać 24-latka – co dla Mavs powinno być wodą na młyn – czy żyć z trafianymi
rzutami Barnesa z post. Gracz Mavs pokazał kilkukrotnie, że potrafi uwolnić się
z podwojeń – tych niezdecydowanych, w których chcesz podejść, ale
nie wiesz, czy powinieneś – i wypracować czyste trójki dla
pozostawianych zawodników, przez co nagle rywal nie oddaje już analitycznie
złego rzutu z post, a znakomitą open-3.
Barnes
to mądry koszykarz: często wybiera właściwe rozwiązania i dobrze widzieć, że po
hejcie, który spadł na niego w koszulce Warriors odnalazł się szybko w nowym
klubie.
Są
rzadkie sytuacje, gdy center Jazz rozejrzy się wokół i uzna, że najlepszym
rozwiązaniem jest wjazd w piłką do kosza.
To
nowość w arsenale Francuza i kilka razy w tym sezonie pokazał, że potrafi
zaatakować obręcz, jednocześnie kozłując piłkę. Jak wspominał Zach Lowe -
piszcząc o Stevenie Adamsie, który wprowadził podobną nowość tylko z większą
liczbą kozłów - jest to szczególnie trudne dla 7-footerów, a perfekcja w tym
elemencie zajmuje lata.
Mała
rzecz, ale kolejne zagrożenie dla przeciwnika i jeszcze jeden czynnik w
ogromnym progresie głównego kandydata do nagrody DPOY. Spójrz jak łatwo Gobert
wyżej dostał się do kosza: jeden kozioł, ale na tyle długie kroki, że z łatwością
minął obrońcę.
Log-jam Sixers aka „gdy wraca Ben
Simmons, ale masz za dużo zawodników na jedną pozycję”
Czekam
na debiut Bena Simmonsa jak Cartman na debiut Nintento Wii.
Najlepszy młody duet w lidze ze zjawiskowym Joelem Embiidem, Australijczykiem,
potencjalnie top-5 – miejmy nadzieję rozgrywającym – draftu i ewentualnym
wyborem Lakers. Jestem zapisany odkąd Ish Smith z Jahlilem Okaforem w styczniu
zeszłego roku byli przez 3 tygodnie moją ulubioną drużyną do oglądania. Ale! W
tym dobrobycie nieco problematyczną sytuacją już za chwileczkę będzie
podzielenie minut na pozycjach 3 i 4. Spójrzmy jak wygląda to teraz:
Ersan
Ilyasova – 28 min / mecz
Dario
Sarić – 24min / mecz
Robert
Covington – 30 min / mecz
Timothe
Luwawu – 10 min/ mecz
Łącznie
– 92 min / mecz
Do
rozdania 96 minut: resztki, które stąd nie wyszły należą do Jeriana Granta, czy
Hollisa Thompsona, ale ich już w klubie nie ma. I teraz pytanie, gdzie w tym
wszystkim wcisnąć Simmonsa, który z czasem według zapowiedzi Bretta Browna ma
grać również jako rozgrywający, nie point-forword. Załóżmy jednak, że początkowo
będzie występował jako priorytetowa 4. Dodajmy do tego limit minut, niech
będzie jak u Embiida na wejściu – 24. Więc:
PF,
48 min:
Simmons
– 24 min
Ilyasova
– 18 min
Sarić
– 6 min
SF,
48 min:
Covington
– 30 min
Sarić
– 18 min
Hm?
Ktoś może być poszkodowany. Sariciowi zdarza się grać od przyjścia Ilyasovy
poza pozycją, jako niski skrzydłowy, a idealnie by był niską 4. Tylko to
miejsce Simmonsa, który jest po Embiidzie najważniejszym zawodnikiem Sixers.
Najłatwiej byłoby wyrzucić minuty Ilyasovy, tyle tylko, że:
NetRtg
Embiid,
Ilyasova +9.9 w 427 min
Embiid,
Sarić +4.6 w 313 min
Kameruńczyk
ma nie tyle co świetną koneksję z Turkiem, a po prostu dobrze jest mu grać z
kimś kto zapewnia spacing i jest jakimś tam zagrożeniem za 3. Ale trzeba będzie
zrezygnować z minut – szczególnie, gdy Simmons zacznie grać ich po 30 – Saricia
jako 4 – i wrzucić go poza pozycję na stałe, co nie jest dobrym rozwiązaniem
dla nikogo – albo powiedzieć po turecku do widzenia Ilyasovie. I wtedy Sarić –
który pokazuje kwadratowo wszystko po trochu, ale jejku jak brakuje mu szlifu –
grałby już te 18 minut jako silny skrzydłowy przy wypoczynku Simmonsa i 1/4 czasu
poza pozycją. Zobaczymy na co zdecyduje się Brown, bo jeżeli wszystko pójdzie
zgodnie z planem to pojawi się log-jam. Ktoś straci minut, ktoś wypadnie – jak
choćby Okafor – poza rotację, bo jest za dużo graczy na jedną pozycję, czy może
dojdzie do jakiejś wymiany.
Przesadne rotacje w obronie Bucks
Milwaukee
lubi sobie pomagać. W defensywie. I często przesadza w tym aspekcie, przez co
atak przeciwnika sprawia wrażenie, że może być jeszcze lepszy niż w
rzeczywistości. Chciałem pokazać pewne posiadanie, z którego już zrezygnowałem,
ale zmieniłem zdanie, gdy je jeszcze raz zobaczyłem. Jedna z najdziwniejszych
akcji w obronie, którą w tym sezonie widziałem. Zaczyna się tak:
Monroe
boi się ewentualnego drive’u/ trójki Hardena i czeka wysoko – Giannis wyszedł
do Harrella, za którego odpowiada center Bucks, zostawiając wysoko Arizę, co
przy szybkości Greka jest zrozumiałe. Lider Rockets gra pick and rolla i oddaje
piłkę do wysokiego, ale podejrzane jest to co zrobił w tej akcji Brogdon: czemu
wyszedł do pomocy i zostawił wolnego w rogu Beverleya. Czy Harrell został z
kimś pomylony, że czterech graczy skupiło na nim swoją uwagę?
Akcja
kończy się czystą trójką z prawego rogu. Za dużo pomocy – Bucks naprawdę lubią
to przedawkowywać – co jest szczególnie niebezpieczne z taką drużyną jak
Rockets, która trafia najwięcej trójek w NBA, a decydujesz się zostawiać
strzelców na dystansie kosztem nawet trudno stwierdzić czego. Spooky.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz