niedziela, 22 stycznia 2017

Plusy i Minusy (6) – Dallas Mavericks są gospodarzami parku rozrywki Westworld

Dolores budzi się. Idzie na ganek porozmawiać ze swoim ojcem, który ostrzega ją przed niebezpieczeństwami czyhającymi na zewnątrz. 
Niektórzy wybierają dostrzeganie tylko brzydoty tego świata, nieładu. Ja wybieram dostrzeganie piękna. Wierzę, że w naszym bycie panuje porządek. Cel. Wiem, że wszystko obróci się tak jak powinno – odpowiada Dolores. 
Potem wyrusza na miasto, gdzie robi zakupy, by pod sklepem upuścić butelkę mleka. I zależnie od tego, kto podniesie ową butelkę – obcy, ukochany Teddy, czy sama Dolores – tak potoczy się scenariusz, którego zakończenie za każdym razem pozostawało identyczne. Reset. Tak więc, następnego dnia Dolores budziła się i niczego nieświadoma powtarzała te same czynności, tkwiąc w pętli. <spoiler> Na wzór powtarzalności zaprogramowany był każdy gospodarz parku rozrywki Westworld i mnóstwo czasu zajęło poszczególnym robotom przypominających ludzi zorientować się, że ich utopijna wizja rzeczywistości to iluzja i wielki przekręt. <koniec spoilera>
Czy Dallas Mavericks – którzy grają od 2011 roku jeden ten sam sezon – są w stanie doznać podobnego olśnienia?
Drużyna z Teksasu ma niepokojąco wiele wspólnego z gospodarzami wspaniałego serialu stacji HBO (Clippers z "Serią Niefortunnych Zdarzeń" od Netflixa). Spójrzcie na to w ten sposób: rokrocznie obserwujemy jak grupa weteranów, zadaniowców i Dirka za wszelką cenę heroicznie próbuje awansować do play-offów, by potem z nich zgodnie z przewidywaniami odpaść już w pierwszej rundzie. Pod wodzą Ricka Carlisle, wyłączając sezon mistrzowski, Mavs wygrali całą jedną serię od 2008 roku, mimo posiadania na ławce top-2 szkoleniowca w NBA. Dallas to po prostu od lat typowy zespół za dobry na czołowy wybór w drafcie – wait for it – a za słaby, by w najważniejszej fazie sezonu sprawić kłopoty klubom z górnej części tabeli. Powstała pętla, która rozgrywki w rozgrywki się powtarza.
Dlaczego więc nie spróbować wyjść z tej martwej strefy na jeden sezon i dać sobie szansę na wyciągnięcie zawodnika potencjalnie zmieniającego oblicze klubu? Mark Cuban wprawdzie takiego gracza w nadchodzącej klasie draftu nie widzi, bo gdyby takowych było dwóch lub trzech, to wtedy WIERZCIE MI skończylibyśmy z dwunastoma zwycięstwami. Jednak okoliczności na wystawienie białej flagi są sprzyjające dla Dallas jak współcześnie nie były nigdy.
Sufit Mavs jest wyjątkowo nisko, przez co ta drużyna aż się prosi o młody talent, który mógłby pomóc w przyszłości osiągnąć coś więcej niż tak cenne do widzenia na początku drabinki. Rozumiem też cel podejścia „byle wejść do play-offów, by poszukać okazji na przejście dalej, bo np. rywalowi przydarzy się kontuzja”, ale tabela na zachodzie ułożyła się tak, że jedyną niewiadomą jest to kto zajmie 8. pozycję i odpadnie po szybkim 0-4 z Warriors. Mavs nie są jedną z tych drużyn jak choćby Timberwolves, dla których awans do play-offów byłby naturalnym krokiem w rozwoju młodzieży i nawet szybkie odpadnięcie w ich przypadku wydaje się nieocenione. Co więcej, draft wygląda na niesamowicie silny, dzięki czemu przy odrobinie szczęścia doszedłby do Harrisona Barnesa drugi zawodnik wokół, którego potencjalnie można by było budować zespół.
Zabawna rzecz jest taka, że Mavericks są na tyle słabi jako całość, że ostatecznie mogą i tak skończyć z top-5 pickiem w drafcie. Byłoby to piękne przekazanie pałeczki od Dirka dla być może nowej twarzy Dallas, tylko ta nieświadomość w walce o cele może doprowadzić, że drużyna wygra 3-4 mecze więcej, dzięki czemu spadnie nieco w loterii. Detale, ale to one decydują, czy kończysz z Justise’em Winslowem, czy Terrym Rozierem (oczywiście musiał trafić rzut na dogrywkę z Portland po tym jak to napisałem).
Harrison Barnes w post
Skrzydłowy Dallas ma bardzo dobry sezon i jest jednym z niewielu jasnych młodzików Mavs – obok Doriana Finneya-Smitha – w rozgrywkach, w których Justin Anderson i Dwight Powell zatrzymali się w koszykarskim rozwoju. Barnes spędza większość czasu na parkiecie, grając jako niska 4 i przepychając się często z silniejszymi od siebie zawodnikami, zupełnie przy tym nie odpuszczając.
Ważnym elementem w arsenale 24-latka są akcje tyłem do kosza. Dla graczy, którzy mają więcej niż trzy posiadania w post na mecz, Barnes zdobywa 4. najwyższą średnią punktów – 0.99. Statystycznie więc, skrzydłowy notuje więcej punktów na posiadanie w post niż tacy gracze jak Boogie Cousins, LeBron James, Anthony Davis lub Al Jefferson, czy Marc Gasol. HB je przede wszystkim w sytuacjach, gdy po prostym pick and rollu wypracowany zostanie switch na niższego zawodnika i mamo jesteś ugotowany – a już szczególnie, kiedy Barnes otrzyma piłkę na lewym bloku skąd trafia 50%. 
Przeciwnik musi wybrać, czy podwajać 24-latka – co dla Mavs powinno być wodą na młyn – czy żyć z trafianymi rzutami Barnesa z post. Gracz Mavs pokazał kilkukrotnie, że potrafi uwolnić się z podwojeń – tych niezdecydowanych, w których chcesz podejść, ale nie wiesz, czy powinieneś – i wypracować czyste trójki dla pozostawianych zawodników, przez co nagle rywal nie oddaje już analitycznie złego rzutu z post, a znakomitą open-3.
Barnes to mądry koszykarz: często wybiera właściwe rozwiązania i dobrze widzieć, że po hejcie, który spadł na niego w koszulce Warriors odnalazł się szybko w nowym klubie.
Są rzadkie sytuacje, gdy center Jazz rozejrzy się wokół i uzna, że najlepszym rozwiązaniem jest wjazd w piłką do kosza.
To nowość w arsenale Francuza i kilka razy w tym sezonie pokazał, że potrafi zaatakować obręcz, jednocześnie kozłując piłkę. Jak wspominał Zach Lowe - piszcząc o Stevenie Adamsie, który wprowadził podobną nowość tylko z większą liczbą kozłów - jest to szczególnie trudne dla 7-footerów, a perfekcja w tym elemencie zajmuje lata.
Mała rzecz, ale kolejne zagrożenie dla przeciwnika i jeszcze jeden czynnik w ogromnym progresie głównego kandydata do nagrody DPOY. Spójrz jak łatwo Gobert wyżej dostał się do kosza: jeden kozioł, ale na tyle długie kroki, że z łatwością minął obrońcę.
Log-jam Sixers aka „gdy wraca Ben Simmons, ale masz za dużo zawodników na jedną pozycję”

Czekam na debiut Bena Simmonsa jak Cartman na debiut Nintento Wii. Najlepszy młody duet w lidze ze zjawiskowym Joelem Embiidem, Australijczykiem, potencjalnie top-5 – miejmy nadzieję rozgrywającym – draftu i ewentualnym wyborem Lakers. Jestem zapisany odkąd Ish Smith z Jahlilem Okaforem w styczniu zeszłego roku byli przez 3 tygodnie moją ulubioną drużyną do oglądania. Ale! W tym dobrobycie nieco problematyczną sytuacją już za chwileczkę będzie podzielenie minut na pozycjach 3 i 4. Spójrzmy jak wygląda to teraz:
Ersan Ilyasova – 28 min / mecz
Dario Sarić – 24min / mecz
Robert Covington – 30 min / mecz
Timothe Luwawu – 10 min/ mecz
Łącznie – 92 min / mecz
Do rozdania 96 minut: resztki, które stąd nie wyszły należą do Jeriana Granta, czy Hollisa Thompsona, ale ich już w klubie nie ma. I teraz pytanie, gdzie w tym wszystkim wcisnąć Simmonsa, który z czasem według zapowiedzi Bretta Browna ma grać również jako rozgrywający, nie point-forword. Załóżmy jednak, że początkowo będzie występował jako priorytetowa 4. Dodajmy do tego limit minut, niech będzie jak u Embiida na wejściu – 24. Więc:
PF, 48 min:
Simmons – 24 min
Ilyasova – 18 min
Sarić – 6 min
SF, 48 min:
Covington – 30 min
Sarić – 18 min
Hm? Ktoś może być poszkodowany. Sariciowi zdarza się grać od przyjścia Ilyasovy poza pozycją, jako niski skrzydłowy, a idealnie by był niską 4. Tylko to miejsce Simmonsa, który jest po Embiidzie najważniejszym zawodnikiem Sixers. Najłatwiej byłoby wyrzucić minuty Ilyasovy, tyle tylko, że:
NetRtg
Embiid, Ilyasova +9.9 w 427 min
Embiid, Sarić +4.6 w 313 min
Kameruńczyk ma nie tyle co świetną koneksję z Turkiem, a po prostu dobrze jest mu grać z kimś kto zapewnia spacing i jest jakimś tam zagrożeniem za 3. Ale trzeba będzie zrezygnować z minut – szczególnie, gdy Simmons zacznie grać ich po 30 – Saricia jako 4 – i wrzucić go poza pozycję na stałe, co nie jest dobrym rozwiązaniem dla nikogo – albo powiedzieć po turecku do widzenia Ilyasovie. I wtedy Sarić – który pokazuje kwadratowo wszystko po trochu, ale jejku jak brakuje mu szlifu – grałby już te 18 minut jako silny skrzydłowy przy wypoczynku Simmonsa i 1/4 czasu poza pozycją. Zobaczymy na co zdecyduje się Brown, bo jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to pojawi się log-jam. Ktoś straci minut, ktoś wypadnie – jak choćby Okafor – poza rotację, bo jest za dużo graczy na jedną pozycję, czy może dojdzie do jakiejś wymiany.
Przesadne rotacje w obronie Bucks
Milwaukee lubi sobie pomagać. W defensywie. I często przesadza w tym aspekcie, przez co atak przeciwnika sprawia wrażenie, że może być jeszcze lepszy niż w rzeczywistości. Chciałem pokazać pewne posiadanie, z którego już zrezygnowałem, ale zmieniłem zdanie, gdy je jeszcze raz zobaczyłem. Jedna z najdziwniejszych akcji w obronie, którą w tym sezonie widziałem. Zaczyna się tak:
Monroe boi się ewentualnego drive’u/ trójki Hardena i czeka wysoko – Giannis wyszedł do Harrella, za którego odpowiada center Bucks, zostawiając wysoko Arizę, co przy szybkości Greka jest zrozumiałe. Lider Rockets gra pick and rolla i oddaje piłkę do wysokiego, ale podejrzane jest to co zrobił w tej akcji Brogdon: czemu wyszedł do pomocy i zostawił wolnego w rogu Beverleya. Czy Harrell został z kimś pomylony, że czterech graczy skupiło na nim swoją uwagę?

Akcja kończy się czystą trójką z prawego rogu. Za dużo pomocy – Bucks naprawdę lubią to przedawkowywać – co jest szczególnie niebezpieczne z taką drużyną jak Rockets, która trafia najwięcej trójek w NBA, a decydujesz się zostawiać strzelców na dystansie kosztem nawet trudno stwierdzić czego. Spooky.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz