Nie mogę tego rozszyfrować. To utalentowany gość, który ciężko pracuje. Nie wiem o co chodzi. Mam nadzieję, że uda mu się wszystko odwrócić – to dobra osoba i zdolny zawodnik.
Kareem Abdul-Jabbar nie wiedział co się stało. Nikt nie
wiedział. To wydarzyło się tak niespodziewanie.
Indiana Pacers znajdowali się na fali. Wynik zeszłych
finałów konferencji napawał nadzieją, że ich defensywny styl gry może być
odpowiedzią na Miami Heat i LeBrona Jamesa. Mieli ku temu solidne podstawy. W
swoim składzie posiadali Ojca Chrzestnego
wertykalności, bo tak nazywał siebie Roy Hibbert. Center Pacers stał się
mistrzem kontestowania rzutów tuż pod koszem. To była jego rzecz. Po prostu. Przed
sobą miałeś behemota, który wyskakiwał w górę i zasłaniał ci widok na świat.
Nie liczył się blok, nie liczyła się zbiórka, chodziło tylko o to by jak
najbardziej utrudnić rzut przeciwnikowi. Naciągał przepisy jak się dało, dzięki
czemu prawie nigdy nie faulował. I uh
był w tym naprawdę dobry. Można powiedzieć najlepszy w lidze. Znakomicie
obrazują to statystyki LeBrona w finałach konferencji z 2013 roku.
Gdy Hibbert przebywał na parkiecie, James trafiał 48.4%
swoich rzutów. Bez niego? 63.6%. Kryty bezpośrednio przez podkoszowego Indiany,
skrzydłowy Miami trafiał marne 33.3%. Natomiast, gdy rzut kontestował ktoś inny
niż Hibbert, LeBron przetwarzał aż 75.6% prób.
Ostatecznie Heat po siedmiu meczach odprawili Pacers, ale
Hibbertowi udało się wedrzeć do głowy LeBrona. To dużo. NBA szukała odpowiedzi.
Jak skontrować tak wielkiego Człowieka?
Przyszły sezon miał należeć do Indiany.
Nikt nie może powstrzymać Roya Hibberta, prócz niego samego. – Justin Zormelo, menedżer uniwersyteckiej drużyny, w której grał Hibbert - Georgetown.
Sezon 13/14 zaczął się dla Indiany fantastycznie. W
pierwszych 8 meczach Hibbert zanotował tyle samo bloków – 37 – co przeciwnicy Pacers. Paul George wyglądał jak MVP. Pierwsze
miejsce na wschodzie. A co najważniejsze, defensywa Indiany była jeszcze
większym monolitem. Pacers do meczu gwiazd tracili 93.6 punktów na 100
posiadań, co było najlepszym wynikiem od sezonu 03/04 i dominacji defensywnej
Pistons i Spurs. Ale nagle coś pękło. Po ASG Pacers oddawali przeciwnikom 102.3
punktu na 100 posiadań. Wprawdzie sezon skończyli z nadal pierwszą obroną, ale coś gdzieś
umknęło. Nagle nie było szklanych domów, nie było monolitu i ktoś podmienił
Hibberta.
Center Indiany stał się obciążeniem w ataku większym niż
zwykle. Nigdy nie dominował po tej stronie parkietu – ani razu w karierze nie
przekroczył 50% z gry – ale bywał użyteczny. Nagle jednak Hibbert całkowicie
zatracił skuteczność. Po powrocie z meczu gwiazd w Nowym Orleanie, podkoszowy
Pacers trafiał tylko 39% - co jak na centra jest wynikiem tragicznym.
Z dnia na dzień Roy Hibbert został Laurą Palmer NBA. Jak w Miasteczku Twin Peaks głównym motywem
było pytanie: kto zabił Laurę Palmer?,
tak w NBA pojawiała się dyskusja: co się
stało z Royem Hibbertem? Dostrzegano jedynie efekt końcowy, a sam proces
przyczynowo-skutkowy był równie istotny.
Przechodził w swojej karierze przez naprawdę trudne dni, często tracił pewność siebie. Gdy jeszcze byłem trenerem, w jednym sezonie całkowicie się zatracił. Nie mógł się pozbierać. Natrafił na ścianę i gdy był najbardziej potrzebny, już się nie odbudował. – Jim O’Brien, trener Indiany w latach 2007-11.
Playoffy stwarzały złudną nadzieję na powrót do formy
zarówno Pacers, jak i Hibberta. Celem przecież nie była już równorzędna walka z
Heat, a awans do finałów. To wydawało się mało prawdopodobne. Pierwszy mecz
półfinałów wschodu, przeciwko Wizards, center Pacers zakończył bez punktu i
zbiórki. To był już drugi taki mecz w ówczesnych playoffach.
Internet w podobnych sytuacjach bywa bezlitosny.
Tracy McGrady po meczu napisał na Twitterze, że
wraz z Hibbertem miał tyle samo punktów i zbiórek. Gilbert Arenas z kolei wstawił na Instagramie
zdjęcie dwóch kontenerów z podpisem Roy
Hibbert Sextape Leaked!. Nazwał go śmieciem. Na dobicie, do mediów wyciekła rzekoma kłótnia między Lance’em
Stephensonem, a Evanem Turnerem o…
żonę Hibberta, która miała zdradzić centra Pacers z Paulem George’em.
Czemu nie naskoczysz na
Roya? – krzyczał Lance do Turnera. –
Jest wyłączony odkąd dowiedział się, że
PG przeleciał jego żonę. Potem w szatni miało dojść do rękoczynów. Hibbert wyszedł
bez słowa.
Plotki szybko zostały zdementowane, ale jakie to w tamtym
momencie miało znaczenie? Takie rzeczy się odbijają, nawet jeżeli nie są
prawdziwe. Wystarczy zapytać LeBrona Jamesa o Delonte Westa.
Pacers co prawda drugi rok z rzędu zagrali w finałach
konferencji, ale to był koniec tej drużyny. Z różnych przyczyn. Był to też
zmierzch Roya Hibberta.
Piętno to problem. Czasem trzeba spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie „Wiesz co? Potrzebuje pomocy”. – Roy Hibbert.
Wysoki zawodnik Pacers miał problemy ze stresem. Zawsze
wymagał od siebie więcej niż można było oczekiwać. Często nie potrafił, tak po
ludzku, zluzować. Larry Bird zauważył, że jego podopieczny bardzo łatwo się
dołuje i zadręcza problemami, na które nie ma całkowicie wpływu. Za bardzo
przejmował się otoczeniem, wszystko brał do siebie i nie chciał o swoich
kłopotach rozmawiać.
Od dzieciństwa sprawiał wrażenie odizolowanego,
nienaturalnego w codziennych kontaktach. Większość wolnego czasu spędzał samemu
w domu, z dala od innych dzieci. Dalej się nie poprawiało. Roy był jednym z
niewielu czarnoskórych uczniów w białym
liceum. Już od młodzieńczego wieku, Hibbert musiał korzystać z pomocy
psychologa. Był inny. A coraz bardziej naruszano jego strefę komfortu. Jak pisze Baxter Holmes z ESPN:
- Zdrowie psychiczne to
temat, którego Hibbert nie chce specjalnie poruszać. Stara się w tym aspekcie
wypowiadać bardzo uważnie, powoli, zwraca uwagę niemal na każde słowo. Czasami
wygląda jakby chciał powiedzieć więcej. Ale nie mówi. Ma swoje powody, dla
których nie chce się zmierzyć.
I:
- Twierdzi, że nie ma żadnego
problemu z psychiką, że nic mu nie dolega. Charakteryzuje siebie jako osobę,
która nie wierzy w wartość zwierzania się.
Jak przyznawał nie chciał wyjść na mięczaka. Coś się jednak
zmieniło. Dowiedział się, że naturalną rzeczą wśród czołowych zawodników jest posiadanie własnego psychologa. Hibbert
postanowił dać szansę. Doświadczenia z liceum pomogły mu się otworzyć. Nawet jeżeli
to miało mu nie pomóc w powrocie na właściwe tory na parkiecie, przynajmniej
umysł pozostałby czysty.
Czuję, że nie potrafię dać z siebie wszystkiego w niesprzyjającym środowisku. To musi się zmienić. – Roy Hibbert.
Mamy rok 2016. Po starym Hibbercie pozostały tylko legendy.
Nie można odmówić mu braku zaangażowania. Schudł, starając się dostosować do
szybszej NBA. Ale może rzecz w tym, że center Lakers wpadł w niemożliwą do
spełnienia pętlę oczekiwań. Być może, serie z Miami Heat wytworzyły obraz
zawodnika znacznie lepszego niż w rzeczywistości. Przeciwko small-ballowym Heat
mógł dominować na słabszych fizycznie rywalach. Czuł się dobrze. To była jego
gra.
Tylko dlaczego tak nagle wszystko się zburzyło? Atmosfera w
drużynie zaczęła się psuć i Hibbert gdzieś z tym wszystkim nie potrafił sobie
poradzić. Krytyka się nawarstwiała. Charakter Roya nie pomagał. Wymagał od
siebie więcej niż był w stanie dać. Zaczął się o to zadręczać. Włączyła się
blokada psychiczna.
Hibbert w pewien sposób został wyprzedzony przez czas. Jego koszykarskie
umiejętności idą niejako w zapomnienie. Nie dość, że Roy nie ma gry ofensywnej,
to wyciągając go poza obszar pomalowanego, w defensywie zabiera mu się
wszystkie atuty. Neguje go zasadniczo każdy wysoki z rzutem. Nie pasuje do switchującej
wszystko obrony pick and rolli. Tak jak zapotrzebowanie w lidze wytworzyło
Hibberta, tak to samo go teraz wypluwa. To podświadomie mniej więcej ten sam
zawodnik co z końcówki sezonu 13/14. Ale warunki obecnie panujące w lidze sprawiły,
że stał się mniej istotny.
Dodatkowo, w Los Angeles musi grać ze słabymi obrońcami – a
jest szansa, że Hibbert po prostu wykorzystywał do maksimum świetny w
defensywie system Pacers. Wkomponowywał się w otoczenie, a nie je tworzył. Więc
może należy cieszyć się, że Hibbert wykorzystał niemal do maksimum swój
potencjał? To wciąż w dobrej drużynie – z ławki – powinien być przydatny zawodnik.
Rust Cohle, bohater pierwszego sezonu True Detective, powiedział coś w stylu gdy rzeczy mają się dobrze, człowiek myśli że będzie jeszcze lepiej – i
wtedy dostaje raka. W czysto metaforycznym sensie mam wrażenie, że
dokładnie to samo spotkało Hibberta.
Wszystko co potencjalnie mogło pójść nie tak, poszło nie
tak.