W drugiej rundzie playoffów Miami Heat mierzyli się
przeciwko Indianie Pacers i nie mieli odpowiedzi na centra rywala. Po
pierwszych dwóch meczach było 1-1, a trener Heat zdał sobie sprawę, że
konwencjonalne sposoby nie zadziałają:
- Nie uda nam się
wygrać tej serii bez myślenia poza schematami.
Stąd w trzecim meczu Spoelstra postanowił przejść niżej i wstawił
do pierwszej piątki Shane’a Battiera, kolejnego strzelca za 3, który miał
niejako odciągnąć duet wysokich Pacers spod kosza.
- W klubie kazali mi się z tym pomysłem przespać –
wspomina Spoelstra. - Myśleli, że jestem szalony.
Heat ostatecznie przegrali to spotkanie 94-75 i Indiana
zyskała przewagę parkietu. Trener Spoelstra pozostawał jednak pewny siebie:
- Mimo wyniku,
wiedziałem że tak powinniśmy grać. Wyłączyłem od siebie wszelki szum. Wszyscy uważali,
że nie możemy wygrać w ten sposób, szczególnie mistrzostwa. Nie obchodziło mnie
to.
Ostatecznie trener Heat postawił na swoim i jak się okazało,
postąpił słusznie. Miami wygrało kolejne 3 spotkania z Battierem jako
starterem, tym samym awansując do finałów konferencji. Ale był to przede
wszystkim sukces niestandardowego podejścia. Spoelstra miał rację – szczególnie
patrząc na problem z perspektywy czasu – ale co by było, gdyby się mylił?
Czytając ten świetny tekst o rewolucji rzutu za 3 punkty, pomyślałem sobie – parafrazując słowa Spoelstry –„you can’t out-Warriors Warriors”.
Trudno pokonać kogoś używając tej samej broni, gdy wiesz że twój rywal jest w
tym elemencie zdecydowanie lepszy. Siła
Warriors i ich small-ballowej piątki śmierci nie tkwi w samej istocie grania
nisko, ale w tym że każdy zawodnik na parkiecie potrafi zrobić niemal wszystko.
Każdy zapewnia rzut za 3, nadaje się do switchowania w obronie czy jest plusowym
podającym. Ustawienie Curry-Thompson-Barnes-Iguodala-Green ma najlepszy
net rating w lidze i przyczyna jest
prosta. Nikt w NBA nie ma tak uniwersalnego line-upu. Patrząc kolejno na
drużyny z czołówki, przy wszystkich pojawia jakieś „ale”. Któryś z ważniejszych
trybików działa w gorszym stopniu niż odpowiednik Warriors. Więc dlaczego by
nie spróbować tego obrócić? Czy to jest
to co robi od początku sezonu Gregg Popovich?
Gdy liga przesuwa się w stronę linii za 3 punkty, San
Antonio Spurs idą w przeciwnym kierunku. Ostrogi oddają średnio 18.7 trójek na
mecz, co jest 6 najgorszym wynikiem w NBA. Liderujący w tej kategorii Houston
Rockets rzucają średnio 31.3 za 3, drudzy Warriors 30.9. Jednak zaraz po GSW,
Spurs trafiają na najlepszym % - wpada 38.5% oddanych trójek. Te posiadania są
odrabiane w inny sposób.
Tylko Knicks grają częściej przez post-up od Spurs. To wprawdzie nadal ważny element koszykówki, przydany w
postseason, ale mimo wszystko trend się odwraca. W top 10 drużyn najczęściej
wykorzystujących grę tyłem do kosza tylko trzy z nich, prócz Spurs, znajdują
się obecnie na miejscu gwarantującym playoffy – Grizzlies, Mavericks i Bulls.
Oczywiście, posiadanie w składzie takich zawodników jak LaMarcus
Aldridge, Boris Diaw czy David West niejako wymusza na tobie granie w ten
sposób. Ale ciekawi mnie czy jest to bardziej dopasowane pod posiadany skład,
czy szerszy plan Spurs na pokonanie Warriors. Pewnie jedno wynika z drugiego. Nawet
nie chodzi mi też o samo powodzenie tej misji, tylko czysty sposób jako inne
rozwiązanie.
Na papierze LaMarcus Aldridge to dobra odpowiedź na defensywę
Draymonda Greena, choć nie widzieliśmy tego w pierwszym meczu między SAS, a
GSW. Popovich niemal całkowicie odsuwa silnego skrzydłowego od linii za 3 –
kiedy ten w Portland w zeszłym sezonie oddał 105 trójek, trafiając 35% z nich,
w San Antonio Aldridge rzucił tylko 15 razy za 3. Nie trafiał żadnej ze swoich
prób. LMA to przede wszystkim bestia w post, a Green miał już w tym sezonie
problemy broniąc np. Grega Monroe w przegranym meczu z Milwaukee. Efektywność
byłego zawodnika Blazers to jeden z kluczy do myślenia o powodzeniu Spurs
przeciwko Warriors.
Ponadto San Antonio robią standardowe rzeczy w dalszej
perspektywie z myślą o GSW – zwolnienie tempa (23 miejsce) czy nastawienie na
defensywę (top 1). Wciąż nie mam pojęcia jak Spurs chcą bronić z Tonym Parkerem
czy Pattym Millsem przeciwko Warriors. Obrona w playoffach będzie mniej
polegała na zmianach krycia i wypracowanie korzystniejszego match-upu powinno
być trudniejsze. Zakładając też, że Green/ Kawhi będą kryć Splasz Braci,
rozgrywający Spurs zostanie schowany na Barnesie, Livingstonie lub Iguodali.
Jest to niby jakieś rozwiązanie, ale tak czy siak skrzydłowi Warriors mają
znaczną przewagę wzrostu i siły. Mogą wtedy szukać gry np. w post, coś co
robili np. Clippers w meczu przeciwko Spurs. Chodzi o zwykłe znajdywanie
przewag.
Teoretycznie San Antonio mogą polegać na obronie z pomocy –
tutaj wyszedł do podwojenia Tim Duncan, ale wtedy ktoś zostaje wolny. Błędem w
tej sytuacji było podejście przez Danny’ego Greena pod DeAndre Jordana, który z
półdystansu zagrożenia nie stwarza żadnego. Center Clippers to wykorzystał i
znalazł dzięki temu w rogu niepilnowanego Redicka.
Spurs być może zostaną w pewnym momencie zmuszeni do gry bez
PG, na co w zasadzie mogliby sobie pozwolić. Wtedy musieliby po prostu szukać
dystrybuowania piłką u innych zawodników jak np. Manu Ginobili czy Boris Diaw.
To wciąż przecież świetny zespół jeżeli chodzi o ruch piłki – są trzeci zarówno
pod względem podań i asyst na mecz. Co ważniejsze, prowadzi to też do czystych
pozycji – tylko 5 drużyn oddaje więcej niekontestowanych rzutów.
Problem jest taki, że nie jestem pewien czy Spurs mogą na
swoich warunkach pokonać Warriors w 4 meczach. Pewne rzeczy przeciwko
najlepszej drużynie w NBA nie działają i kilkukrotnie widzieliśmy, że ofensywa
na dwie wieże nie do końca jest skutecznym rozwiązaniem. Steve Kerr uruchamia
wtedy swój small-ballowy line-up i pojawia się kłopot. Spurs mogliby wprawdzie
szukać szczęścia, grając niską wariacją ustawienia
Manu-Green-Simmons/Anderson-Kawhi-Boris, tylko… ta sama niska piątka rywala
wygląda po prostu lepiej. Stąd czy Spurs mogą się dostosowywać do GSW?
Wydaje mi się, że drużyna z Teksasu, mimo pozycji i liczb,
jest przez cały sezon o półkę niżej od obecnych mistrzów. Jak zresztą 28
pozostałych drużyn w NBA i nie ma w tym nic złego. Coś co jednak wyróżnia San
Antonio to koncepcja Popa, tak przecież różna od czołówki. Staram się gdzieś
racjonalizować działania trenera Spurs, ale może to jak doszukiwanie się głębi
w strumyku? Tylko z drugiej strony to Pop. Wszystko ma jakiś większy cel. On
znowu musi wiedzieć co robi, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz