piątek, 16 grudnia 2016

Plusy i Minusy (4) - Łabędzi śpiew Ricky'ego Rubio?

Główna część jest o przyszłości Ricky’ego Rubio. Podzieliłem tekst na dwie formy – ogólną i analityczną. Dalej standardowe plusy i w zasadzie plusy, w których pojawiają się Eric Gordon jako najlepszy rezerwowy tego sezonu, spodenki Jaylena Browna, które są RZECZĄ i cameo Justina Andersona. Miłego czytania.
Po meczu, w którym Wolves oberwali 27-punktowym blow-outem od Pistons, Ricky Rubio nie krył swojej frustracji: - Możemy akceptować pojedyncze błędy, czy nietrafione rzuty, ale gra bez serca i chęci jest niedopuszczalna. Nasza sytuacja jest okropna.
To nie był pierwszy raz w tym sezonie, gdy hiszpański rozgrywający otwarcie skrytykował kolegów z zespołu: – To najlepsza drużyna, w której występowałem, dlatego jestem wściekły na myśl, że marnujemy czas. Nie wyciągamy wniosków. Pora na zmiany – mówił Rubio po kolejnym wypuszczonym przez Wolves wysokim prowadzeniu, pokazując swoje zniecierpliwienie. Po porażce z Szerszeniami Wilczki miały bilans 3-7 i początek rozgrywek jasno dał sygnał, że wygórowane przedsezonowe oczekiwania, zapowiedź walki o play-offy, raczej należy szybko przełożyć na kolejny rok. Woody Allen powiedział kiedyś, że „jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość” i ponownie okazuje się, że 12-letnia banicja od play-offów dla Minnesoty przedłuży się o co najmniej jeszcze jeden sezon.
Trudno być w zespole, który nieustannie przegrywa, a swój sezon kończy zanim tak naprawdę na dobre się nie zacznie. – Wciąż mam nadzieję, że w końcu uda się nam awansować do play-offów, ale z każdym rokiem jest coraz ciężej pozbierać się psychicznie po kolejnych niepowodzeniach – wspominał latem dla hiszpańskich mediów Rubio. 26-letni rozgrywający wierzył, że nadchodzące rozgrywki będą przełomowe. Miał jednak przygotowany scenariusz na wypadek, gdyby Minnesota skończyła jak zwykle: - Następny sezon będzie dla mnie kluczowy. Jestem w NBA od 2011 roku, a sześć lat bez play-offów to byłby stanowczo za długi czas. Będę musiał zacząć myśleć o drużynach, które kwalifikują się dalej, czy nawet wygrywają Finały – zakończył zawodnik Wolves. Z tych słów mogłoby wynikać, że Rubio gra swój ostatni sezon w Minnesocie, ale czy rozwód Hiszpana z zespołem prowadzonym przez Toma Thibodeau nie wyszedłby z korzyścią dla obu stron?
Nie chodzi tylko o samo zmęczenie mentalne Rubio, ale przesiąknięcie złym, wiecznie o rok od bycia za rok obliczem Minnesoty. Istotna jest kultura organizacji. 26-latek jako najdłuższy stażem w klubie z północy USA (minus Nikola Peković...), mógł negatywne cechy danego środowiska zaabsorbować i do pewnego stopnia tak częste przegrywanie mogłoby zakorzenić się w samym Hiszpanie. Jako kontrprzykład można podać Memphis Grizzlies. Lata bojów w meczach na styku sprawiły, że Miśki niezależnie jak bardzo nie byłyby poobijane, zawsze znajdą drogę do zwycięstwa.
Z czasem trudno negatywne nawyki z siebie wyplenić, a zmiana klubu mogłaby pomóc w złapaniu świeżości, czy poszukaniu innego spojrzenia. Nie łatwo przecież uczyć się na nowo, popełniając wciąż te same błędy. Można by się byłoby nawet zastanowić, czy lek w pewnym momencie nie zaczął wywoływać choroby i nie mam na myśli w tym wypadku gry, a know-how w zamykaniu bliskich spotkań.
Pamiętam jak dwa sezony temu, w jednym z początkowych zwycięstw Wolves przeciwko Nets, Nikola Peković udzielał wywiadu i powiedział „musimy zapomnieć o zwycięstwie i skupić się na następnym meczu”. Siedzący obok niego Rubio, na słowa Serba odwrócił się do kamery ze zdziwioną miną. Błahostka, ale wtedy wydała mi się podejrzana. W NBA ciężko o inne nastawienie niż „day-to-day” – najbliższy mecz jest najważniejszy, szczególnie dla młodej drużyny próbującej wygrywać na błędach.
***
W obecnych rozgrywkach Rubio zaliczył regres – najmniej punktów, asyst, zbiórek, przechwytów w całej karierze i najniższy % trafianych rzutów za 3, co akurat w przypadku rozgrywającego Wilczków nie jest jakimś specjalnym wyznacznikiem. Jego rzut był i będzie problemem, co jest wpisanym utrudnieniem dla całej drużyny. Gdy Hiszpan nie operuje na piłce często ustawia się w rogach parkietu, funkcjonując jako teoretyczny spot-up shooter. Przez to, że trafia 23,9% za 3, przeciwnik może spokojnie zostawić 26-latka na dystansie i podwoić większe ofensywne zagrożenie jak LaVine, Wiggins, czy Towns. Rubio z rogów trafia lepsze 33,3% rzutów, co może być właśnie efektem odpuszczania w tych miejscach Hiszpana.
Gdy na bokach parkietu rozgrywający dostanie piłkę, można poniekąd dojść do wniosku, że Rubio pokazuje w pigułce to co w nim dobre i jednocześnie złe. Wciąż zdarza mu się ogromne zawahanie, gdy tylko ma rzucić – to niekoniecznie musi wynikać nawet z tego, że Hiszpan boi się oddać rzut, tylko wie, że są ku temu lepsze opcje w drużynie. Dlatego też piłka często wpada w ruch i przechodzi dalej, co prowadzi do, albo over-passingu i budowania akcji od nowa (o jedno podanie za dużo):
Albo do łatwych punktów z dobrej pozycji:
Rubio zawsze był trudnym do wkomponowania elementem w drużynie. Wprawdzie robi dużo dobrego, ale pewne umiejętności, przy większej liczbie zawodników także potrzebujących piłki, schodzą nieco na dalszy plan. Hiszpan jest świetnym podającym, potrafi dostarczyć piłkę dokładnie tam gdzie tego oczekujesz, ale bez niej w rękach, w ataku pozycyjnym będzie tylko jak wspomniałem spot-up shooterem bez rzutu i z za wolnym pierwszym krokiem, by funkcjonować jako ścinający.
Brnąc dalej, w pick and rollu na papierze potrafi zrobić fajne rzeczy – szczególnie, gdy broniący przejdzie mu pod zasłoną – ale inni wykonają je po prostu lepiej. Na piłce Rubio zdobywa 0.69 punktu na posiadanie, gdzie LaVine 0.95, Wiggins 0.81, a Kris Dunn 0.77 ppp.

Obronę 26-latka wskazywano jako jego atut – przechwyty – do tego stopnia, że miałem wrażenie, że zaczęła być przeceniana. Wydaje mi się, że akurat przy skali talentu rozgrywających, defensywa (nie elitarna) na tej pozycji rzadko robi aż taką różnicę. Głębia i umiejętności poszczególnych point-guardów w NBA sprawia, że powiedzenie „świetny atak bije dobrą obronę” ma większe sprawdzenie niż w innych miejscach parkietu. Rubio w tym sezonie oddaje 1.05 punktu na posiadanie w pick and rollu, co jest wynikiem słabym. Ale do pewnego stopnia może potwierdzać postawioną przeze mnie tezę – w lidze, która żyje z pick and rolli, a skala talentu rozgrywających tylko rośnie, przyzwoita obrona zostanie wypchnięta na rzecz ofensywnej magii.
Inna sprawa, do której nie przywiązywałbym aż tak dużej wagi (a może jednak?), to suche liczby, po których widać, że Minnesota lepiej się spisuje, gdy każdy ze starterów gra bez Rubio. Z czasem powinno być lepiej, szczególnie gdy Wilczki zaczną zaliczać progres w defensywie pod Thibsem. Bo choć pierwsza piątka Wolves na papierze wygląda co najmniej solidnie, to nadal ma ogrom problemów właśnie po bronionej stronie parkietu. Do tego dochodzą duże minuty starterów w ustawieniach przeciwko rezerwowym, skąd także może wynikać różnica w efektywności.
Ryzykownym rozwiązaniem, mogłoby być przesunięcie Rubio na ławkę i inne rozdzielenie minut wśród najważniejszych zawodników – tak, by jak najefektywniej wykorzystać umiejętności na piłce pozostałych graczy. Np. wprowadzić do pierwszej piątki chimerycznego Dunna (nie wiem, czemu Thibodeau przestał grać Tyusem Jonesem – był solidny, wbrew swoim wadom), by z ławki wpuszczać pewniejszego kreatora dla i tak przeciętnych rezerwowych. Celem byłby większy balans między siłą pierwszej, a drugiej piątki.
Kusi, by dać jeszcze chwilę na rozwój Rubio z trzonem Towns-LaVine-Wiggins, ale z biegiem sezonu któraś ze stron może stracić cierpliwość. Dla jednych może być za wcześnie, dla drugich za późno. W końcu, nikt nie chce wiecznie przegrywać.
Vintage Eric Gordon
Po prawie 1/3 sezonu regularnego Eric Gordon wygląda jak główny kandydat do nagrody dla najlepszego rezerwowego. 27-latek w dużej mierze odpowiada za świetny start Houston Rockets, którzy zaliczyli już ósme zwycięstwo z rzędu.
Drużyna z Teksasu niemal przez pełne 48 minut może trzymać na parkiecie dwóch ball-handlerów i to jest jedna z największych zmian w porównaniu do zeszłych rozgrywek. W poprzednim sezonie gra Rockets w dużej mierze siadała, gdy tylko na ławkę zmierzał James Harden, bo brakowało kogoś kto mógłby wykreować coś w ataku. Teraz jest inaczej, bo obowiązki Brody na czas jego odpoczynku przejmuje Gordon. I dzięki temu, Houston przez praktycznie cały mecz dysponuje co najmniej solidną piątką. Z Gordonem, a bez Hardena, Rockets zdobywają dobre 107.8 punktu na sto posiadań i tracą do przeżycia 104.4pkt/100pos. Jednak, gdy któregoś z guardów nie ma na parkiecie, jest klops.
27-latek może swobodnie przejmować grę, bo po części stał się takim zawodnikiem jakiego pamiętamy – wydaje się bardzo dawno – z Clippers. Gordon jest kimś więcej niż tylko strzelcem za 3 w układance Daryla Moreya. Przede wszystkim nie boi się agresywnie ścinać do kosza:
Czy kreować pod obręczą pozycji dla pozostałych zawodników:
W Houston, gdzie niemal wszyscy prócz centrów mają zielone światło by rzucać za 3 takie podania to złoto. Gdy tylko kozłujący (Harden/ Gordon) uwolni się po zasłonie na dobrą pozycję ma do wyboru strzelców na dystansie, którzy trafiają 40.4 (Anderson), 39.7 (Beverley), 38.5% (Ariza) za trzy. Do tego dochodzi ewentualne podanie do rolującego w stronę kosza Clinta Capeli, który tuż pod obręczą wykańcza 64.3% akcji. Harden i Gordon są w zasadzie definicją triple-threat (rzut-ścięcie-podanie), a pozostali zawodnicy sprawiają, że definicja wybierz swoją truciznę nabiera jeszcze bardziej na znaczeniu.
W tym wszystkim jest jeszcze przecież największy atut Gordona, czyli jego trójka. W obecnym sezonie, 27-latek trafia 43.5% rzutów za trzy, przy 8.2 oddawanych trójkach na mecz. To póki co, niemal elitarny poziom, bo dla porównania w sezonie 14/15, Stephen Curry, gdy wygrywał swoje pierwsze trofeum MVP, rzucał 8.1 trójki na spotkanie, trafiając 44.3% z nich. W przypadku Gordona, często to są trudne, dalekie rzuty, które wpadają. Po prostu. A gdy tylko przeciwnik postanowi zmienić krycie, no cóż, jest ugotowany. Jak w poniższej sytuacji, gdzie Rockets zagrali podobny double-screen jak dla Hardena – wysoki ścina do kosza, a strzelec wybiega na dystans.
Posiadanie w składzie takiego zawodnika jak Gordon to ogromny luksus, chociaż trudno się przed sezonem było spodziewać, że ten będzie aż tak dobry. Przy wspominaniu co dla Hardena zrobił Mike D’Antoni, warto mieć jeszcze na uwadze byłego gracza Pelicans. Parzy.
Spodenki Jaylena Browna
Debiutant Boston Celtics ma zaskakująco udane wejście do NBA – w ograniczonych minutach nieźle broni, potrafi trafić za 3, ściąć do kosza, czy oddać floatera przypominającego Statuę Wolności. Jednak największym hitem w przypadku Jaylena Browna są jego spodenki, nie wystające za kolana, w stylu lat 80.
Po cichu liczyłem, że skrzydłowy Celtów chce może przywrócić modę na tak krótkie spodenki, lecz jedynie twierdzi, że wybiera je ze względu na wygodę: - Dobrze na mnie pasują. Wydaje mi się, że wielu osobom się one podobają, lecz nie robię tego by się przypodobać. Nie staram się przywrócić krótkich spodenek do NBA, po prostu dobrze mi się w nich gra. Robię wszystko by czuć się jak najbardziej komfortowo na parkiecie, a to mi pomaga – jestem sobą – powiedział Brown.
Wspomniał jeszcze, że luźniejsze spodenki, ze względu na spływający pot przybierają na wadze – „mniejsze portki, mniejszy ciężar” – mówi pierwszoroczniak. Czysty pragmatyzm, bo jak dodał „przy dryblingu między nogami, piłka na dłuższych spodenkach czasem gdzieś się zawieruszała. Or whatever”.
Brown w dopasowanych porteczkach grał wszędzie z wyjątkiem jednego roku na uniwersytecie: - Prosiłem o nie, ale twierdzili, że nie mogą takich zamówić. Nie rozumiałem tego, więc byłem zły. Wcześniej wszędzie grałem w takich spodniach, dlatego, gdy pojawiła się ku temu okazja także w Bostonie musiałem z niej skorzystać.
Wyścig o nagrodę dla najlepszego debiutanta przez Joela Embiida jest może rozstrzygnięty, ale spodenki Jaylena Browna wciąż mogą ubiegać się o podium.
Ścinający Justin Anderson
Ława przysięgłych wciąż nie wydała werdyktu na temat Justina Andersona, który trafia 27.5% za trzy i w niecałe 20 minut zdobywa 8.1 punktu. Drugoroczniak Dallas Mavericks ma fragmenty, w których pokazuje, że ma potencjał na niezłego obrońcę, a jego brak rzutu może zostać zakryty wszelkimi ścięciami do kosza i dobrym prowadzeniem drużyny. Nie ukrywam, że żadnego klubu nie widziałem mniej w tym sezonie niż Mavs, Wizards i Pistons (po 2), ale podobało mi się jak wypracowana została pozycja dla Andersona, a później jak ją wykończył.

Gra inside-outside ze strony skrzydłowego Mavericks – zaczyna pod koszem, zbiega po piłkę na dystans i potem ścina. To jeden ze sposobów jak zaangażować w ofensywie zawodnika, który jest niewielkim zagrożeniem rzutowym. Dać mu piłkę przy ataku na kosz. Swoją drogą, Dallas może momentami grać losowymi ludźmi, ale to mądra drużyna, głównie ze względu na osobę trenera. Mavs wprawdzie mają drugą najgorszą efektywność w ataku, ale to nie jest tak, że jako zespół nie generują dobrych pozycji. Po prostu w Dallas panuje ogromny deficyt talentu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz